poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 34

Mijały godziny, a ja dalej siedziałam przy łóżku mojego ukochanego. Wpatrywałam się w jego twarz. Była taka spokojna, nie pokazywała nic, żadnych emocji. Przez głowę przewijały się myśli, czy gdybym została w Dortmundzie, Marco uniknąłby wypadku? Może nie pojechałby do Mario, zostałby w domu... przy mnie. Kolejna fala łez wypłynęła z moich oczu. Drzwi do sali otworzyły się i do pomieszczenia wszedł lekarz, pierwszy odkąd przyjechałam do blondyna. Mężczyzna był sędziwego wieku, jego twarz pokryta była zmarszczkami. Siwe, krótko ścięte włosy dodawały mu powagi. Zielone oczy przepełnione współczuciem i troską spoglądały na twarz chłopaka. Zapewne niejednokrotnie spotykał się z takimi przypadkami. Poczułam jego dłoń na moim ramieniu, po czym odezwał się :
- Proszę być dobrej myśli, pan Reus jest młody, ma silny organizm. Jestem pewien, ze za kilka dni chłopak się wybudzi ze śpiączki.
- Panie doktorze, co mu jest?
- Pan Reus miał wstrząs mózgu oraz pęknięte żebra, uszkodziły one nerkę oraz wątrobę, na szczęście w małym stopniu i nie zagrażało to zdrowiu pacjenta. To cud, że z tak poważnego wypadku pan Reus nie doznał żadnego złamania kończyny. Zrobiliśmy co w naszej mocy. Teraz to, kiedy obudzi się pani chłopak zależy tylko od niego.
- Dziękuję za informacje i za pomoc dla Marco. - Uśmiechnęłam się blado, tylko na tyle było mnie stać.
- Proszę dużo mówić do pacjenta, czasami głos bliskiej osoby pomaga. - mężczyzna uśmiechnął się i zostawił mnie samą z Marco.
Długo siedziałam i wpatrywałam się w blondyna. Mijały godziny a jego stan nawet w najmniejszym stopniu nie poprawił się. Zastanawiałam się, co mogę mu powiedzieć. Przy min wszystko inne straciło znaczenie, liczył się tylko on:
- Marco kochanie - mój głos drżał, a do oczu znowu napłynęły łzy - kochanie, obudź się. Zrób to dla nas. Kocham cię najmocniej na świecie. Proszę, nie zostawiaj mnie samej. Bez ciebie moje życie nie ma sensu. Kocham cię... - rozpłakałam się na dobre. Moje serce krajało się gdy tylko spojrzałam na twarz blondyna. - Kocham cię - wyszeptałam i pocałowałam mojego chłopaka w czoło. Wstałam i wyszłam z sali. Musiałam dotlenić umysł. Przed salą nikogo nie było. Dochodziła godzina jedenasta w nocy. Każdy wrócił do własnych rodzin, własnych domów, własnych problemów... Wyszłam przed szpital i usiadłam na ławeczce przed budynkiem. Z nieba prószył delikatny śnieg, całą okolicę oświetlały jedynie latarnie uliczne oraz blade światło Księżyca. Temperatura na dworze była bardzo niska, mróz dawał się we znaki. Po chwili moje ciało przeszył dreszcz i zaczęłam szczekać zębami. Wokół mnie nie było żadnej żywej duszy, tylko ja i wirujące na wietrze płatki śniegu. Cisze co jakiś czas przerywał dźwięk syreny wydobywający się z nadjeżdżających karetek. Nie wiedziałam, ile czasu spędziłam na tej ławce. Dopiero ból zmarzniętych dłoni przywrócił moje myśli na ziemie. Zaczęłam z powrotem kierować się w stronę budynku. Przeszłam pustymi korytarzami i zaraz znalazłam się pod salą blondyna. Delikatnie nacisnęłam klamkę i drzwi zaraz ustąpiły. Przy łóżku blondyna zobaczyłam dwie postacie. W pokoju panował pół mrok ale dzięki światłu z korytarza mogłam dostrzec zatroskane twarze rodziców Marco. Matka blondyna siedziała na łóżku i ściskała dłoń chłopaka, a jego ojciec stał przy oknie i wpatrywał się w nocną panoramę Dortmundu. Gdy przekroczyłam próg pokoju, odwrócili się w moją stronę i spoglądali na mnie wzrokiem przepełnionym bólem i rozpaczą.
- Nie będę Państwu przeszkadzać. - starałam się, żeby mój głos brzmiał normalnie. Odwróciłam się i zmierzałam do wyjścia z sali gdy do moich uszu dobiegł głos rodzicielki Marco:
- A więc ty jesteś tą dziewczyną, która tak zawróciła w głowie naszego synka?- kobieta posłała mi lekki uśmiech. - Marco podczas świąt dużo nam o tobie opowiadał.
- Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach. Jestem Thomas, a to moja małżonka Manuela.
- Zuzanna Dąbrowska. - dodałam im rękę w geście przywitania. Małżeństwo odwzajemniło gest. Usiedliśmy wokół łóżka na którym leżał Marco i próbowaliśmy nawiązać jakąś rozmowę. Około godziny dwunastej rodzice blondyna oznajmili, że wracają do domu. Próbowali i mnie zabrać ze soba, jednak ja wolałam zostac jeszcze z ukochanym. Ułożyłam się koło blondyna i zaczęłam z nim rozmawiać. To był monolog, ale czułam, że Marco mnie słucha. Nawet nie wiem, kiedy zmorzył mnie sen...


*****


Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez wielkie szpitalne okno do sali. Spojrzałam na zegar ścienny, który wskazywał godzinę 6:50. Przeciągnęłam zastane mięśnie i spojrzałam w stronę blondyna. Dalej nic. Poszłam w stronę łazienki, aby zapanować nad chaosem na mojej twarzy i głowie. Weszłam z powrotem na salę a przy łóżku Marco siedział Mario. Szeptał jakieś słowa i co chwile chlipał. Podeszłam do chłopaka i położyłam rękę na jego ramieniu. Wstał i przytulił się do mnie. Poczułam, jak moja bluzka robi się coraz bardziej wilgotniejsza od łez. Chłopak oderwał się i posłał mi lekki uśmiech. Odwzajemniłam go i usiadłam na łóżku blondyna. Rozmowa się nie kleiła. Każde z nas w milczeniu wpatrywało się w bladą twarz Marco. Dopiero pukane do drzwi wyciągnęło nas z tego transu. Mario zachrypniętym głosem powiedział "Proszę" i w drzwiach pokazali się dwaj policjanci. Podeszli do nas i szybko odbębnili formułkę, jaką ich nauczono. Zaczęli zadawać pytania. Jedno szczególnie wzróciło moją uwagę:
- Dlaczego pan pyta, czy Marco miał wrogów?
- Proszę odpowiedzieć.
- Nie, nie miał. A teraz niech pan odpowie na moje pytanie. - twarz mężczyzny spoważniała, wymienił kilka spojrzeń ze swoim kolegom.
- Mamy sposobność podejrzewać, że to nie był wypadek.
Równocześnie z Mario spojrzeliśmy na siebie. Każde z nas było zaszokowane tym, co usłyszeliśmy od mundurowych. Na twarzy pojawiło się zdziwienie, a z moich oczu popłynęły gorzki łzy.
- Chce pan powiedzieć, że ktoś chciał zabić mojego przyjaciela?! - powiedział ze zdenerwowaniem, wręcz wykrzyczał prosto w twarz funkcjonariuszy Mario.
- Proszę nie podnosić głosu panie Goetze. Rozumiemy pańskie zdenerwowanie ale nerwami nie pomoże pan przyjacielowi. - chłopak się trochę uspokoił, jednak od wewnątrz roznosiły go emocje. Zdobyłam się na krótkie "Dlaczego?", więcej nie byłam w stanie powiedzieć.
- Mamy zeznania świadków, którzy twierdzą, że samochód, który rówież brał udział w wypadku, celowo i z pełną kontrolą uderzył w bok pojazdu pana Reusa. Również przebadano wrak samochodu i technicy znaleźli nacięte przewody hamulcowe.
- Dlatego proszę się dobrze zastanowić. Czy jest ktoś, kto chciałby śmierci pana Reusa? Zemsty?
- Caro... - wyszeptał Mario i momentalnie mnie olśniło. Ale co zyskałaby na jego śmierci? Przecież wciąż "kochała" go. To miał być cios wymierzony we mnie? - Caroline Bohs, była dziewczyna Marco.
- Czy pani Caroline Bohs groziła pańskiemu przyjacielowi?
- Miesiąc po rozstaniu, Caro wydzwaniała do niego, nękała go wizytami. Ale to było ponad pół roku temu.
- Mi groziła... - wszystkie pary oczu zwrócone były w moją stronę. - W dniu mojego wylotu do Polski, Caroline przyszła do mnie i awanturowała się. Mówiła, że mam go zostawić w spokoju, albo pożałuje tego.
- Czy ktoś może to potwierdzić?
- W czasie kłótni w mieszkaniu była moja współlokatorka.
- Dobrze, sprawdzimy panią Bohs. Dziękujemy za rozmowę i do widzenia.


Długo po wyjściu mundurowych zastanawialiśmy się z Mario, dlaczego Caroline miałaby to zrobić? Co by osiągnęła? Ktoś majstrował przy samochodzie Marco, ale nieskutecznie. Sprawą z wypadkiem chciał wszystko załatwić. Zabić Marco. Ale według Mario, ona nie znała się na samochodach. Panikowała, gdy zapaliła się jej kontrolka od rezerwy. To jakim cudem mogłaby wiedzieć, który przewód jest do czego? Zepsucie którego mogło najbardziej zaszkodzić swojemu byłemu? To nie miało najmniejszego sensu. Powoli od tych przypuszczeń nasilił się ból głowy. Od wczorajszego ranka nic nie jadłam ani nie piłam, brak snu również dawał się we znaki. Mario z trudem odciągnął mnie od łóżka blondyna. Kazał iść do domu i odpocząć, a z samego rana przyjść do chłopaka. Niechętnie wyszłam ze szpitala i ruszyłam w stronę mieszkania.
Przywitała mnie jak zwykle cisza. Z tych emocji zapomniałam zadzwonić do Leny i powiedzieć jej, że jestem w Dortmundzie. Ściągnęłam kurtkę oraz szalik i zaraz skierowałam się w stronę kuchni, aby przygotować ciepłą herbatę z cytryną. Nie zdążyłam nawet spróbować napoju a zadzwonił dzwonek. Skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Otworzyłam je i zamarłam w bez ruchu...


_________________________________________________________


No i kto pojawił się w drzwiach? ;>
Wybaczcie, że musiałyście tyle czekać na rozdział... Po prostu nie miałam czasu i weny, żeby dodać nowy rozdział ;/ Mam nadzieję, że powyższe wypociny przypadną Wam do gustu. Jeśli nie, zrozumiem - ten rozdział jest do okropny ;/
Wyraźcie swoją opinie w komentarzu! Zarówno pozytywną jak i negatywną :)
To tyle ode mnie, życzę Wam udanej reszty wakacji ;)

Pozdrawiam :**

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 33

- Marco miał wypadek... - najgorsze słowa jakie mogłam usłyszeć w życiu. Stałam w bezruchu, poczułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Jakby odebrano mi mowę, odebrano mi sens życia. Stałam i wpatrywałam się w martwy punkt gdzieś na ścianie. Z telefonu dobiegał do mnie głoś Mario, ale ja go nie słuchałam. Myślami byłam gdzieś daleko. Poczułam, jak kręci mi się w głowie, przed oczami miałam czarne plamki. Podeszłam do ściany i powoli osunęłam się na ziemię. Nie mogłam dojść do siebie, momentalnie zalałam się łzami.
- Kiedy i jak to się stało? - zapytałam a raczej szlochając.
- Dzisiaj rano jechał do mnie, jakiś wariat wjechał na jego pas. On nie chcąc pójść na czołowe zjechał do rowu i uderzył w drzewo.
- Co z nim?
- Leży w szpitalu, jego stan jest krytyczny... - ostatnie słowo wywołało u mnie kolejną fale łez. Bałam się, że stracę kolejną ważną osobę w moim życiu. - Musisz przyjechać, on może nie przeżyć doby... - nie wiedziałam, co mogę powiedzieć. Tak bardzo pragnęłam, żeby to był zwykły koszmar. Chciałam się obudzić i zobaczyć uśmiechniętą twarz mojego chłopaka. Chłopaka, który uszczęśliwia mnie na każdym kroku. Którego komplementy sprawiają, że czuję się najważniejszą osobą na świecie. W którego ramionach wiem, że nie spotka mnie krzywda. Którego słowa każdego dnia budzą mnie i kołyszą do snu. Chłopaka, który sprawił, że znowu ciesze się życiem. Tak bardzo pragnęłam, żeby on ty był. Chciałam wtulić się w jego tors, zatracić się w bajecznych oczach, poczuć ciepło jego ust, poczuć woń jego cudownych perfum... Zamiast tego siedziałam zapłakana na korytarzu, bezsilna i załamana.
- Zuza jesteś tam? - dopiero teraz dotarło do mnie pytanie Mario
- Tak, zabukujesz mi lot? - mój głos był bezbarwny, pozbawiony jakichkolwiek emocji.
- Jasne, zobaczę co się da zrobić i zadzwonię do ciebie. - rozłączyłam się, nie miałam siły dalej kontynuować rozmowy. Wszyscy domownicy zebrali się w pomieszczeniu. Milczeli i czekali na jakąkolwiek reakcje z mojej strony. A ja siedziałam i wycierałam kolejne łzy spływające po moich policzkach. Mój bratanek podszedł do mnie i przytulił się do mnie:
- Nie płacz ciociu, nie lubię jak płaczesz. - po jego słowach rozkleiłam się na dobre. Sylwek podszedł i zabrał chłopczyka do swojego pokoju. Niepewnie wstałam z zimnej podłogi i z pomocą rodziców usiadłam na kanapie. Resztkami sił powiedziałam rodzinie to samo co przed chwilą usłyszałam od Mario. W pokoju zapanowała cisza, wszystkich zaszokowała wiadomość o wypadku. Przerwał ją dopiero sms od mojego przyjaciela.
Masz lot o 15, nie spóźnij się.
Dziękowałam Bogu, że znalazło się jeszcze wolne miejsce. Nie wytrzymałabym wiedząc, że Marco leży w szpitalu a ja nie mogę go zobaczyć. Ruszyłam niepewnym krokiem do swojego pokoju, drżącymi rękami pakowałam wszystkie ubrania. Co jakiś czas szlochałam, z salonu dobiegały głosy zmartwionych rodziców. W całym domu zapanowała ponura atmosfera. Po chwili dołączyłam do reszty domowników. Unikałam ich wzroku, obrałam jeden punkt na ścianie i tępo patrzyłam. Gdy na zegarze wybiła godzina 13:30 wyruszyłam na lotnisko. Wcześniej oczywiście pożegnałam się ze wszystkimi. Zapewniali, że wszystko będzie dobrze, żebym była dobrej myśli. Powoli traciłam nadzieję, że kiedykolwiek będę szczęśliwa.


*****


Odprawa minęła szybko i po chwili znajdowałam się na pokładzie samolotu do Dortmundu. Przez cały lot próbowałam zachować spokój, nie zalać się łzami. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się na niemieckiej ziemi. Moje myśli zakrzątały najczarniejsze scenariusze. Tyle chciałam mu powiedzieć, oglądać jego wygłupy z kolegami na boisku. Słuchać o poranku jego zachrypniętego głosu.Chciałam, żeby po prostu był obok mnie! Gdyby nie przeżył, umarłaby część mnie.Z dnia na dzień kochałam go coraz bardziej i bardziej, nie wyobrażam sobie mojego życia bez niego. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos stewardesy. Zgodnie z jej poleceniem zapięłam pasy i przygotowałam się do lądowania.
Zaraz po opuszczeniu pokładu samolotu udałam się po bagaż. Przecisnęłam się przez tłum ludzi odbierających swoje walizki. Wzrokiem szukałam sylwetki przyjaciela mojego chłopaka, który obiecał po mnie przyjechać. Zaraz moim oczom ukazał się Mario, średniego wzrostu szatyn, którego zawsze pogodna i uśmiechnięta twarz przepełniona była smutkiem. Jego brązowe oczy były podpuchnięte, szkliły się niczym dwa diamenty. Chłopak wziął ode mnie bagaż i bez zbędnych komentarzy ruszyliśmy do samochodu pomocnika. Zapięłam pasy i głowę odwróciłam w stronę szyby, unikając jakiegokolwiek kontaktu z chłopakiem. Drogę do szpitala przebyliśmy w ekspresowym tempie. Jak poparzona wypadłam z samochodu a zaraz za mną Mario. Biegłam jak szalona. Nic innego się nie liczyło, nawet to, że podczas mojej szalonej przeprawy przez szpitalne korytarze wpadałam na kilku pacjentów oraz jakiś lekarzy. Po chwili dotarliśmy pod sale, gdzie przebywał Marco. Na korytarzu siedzieli wszyscy zawodnicy, trener oraz jakaś kobieta z mężczyzną, których widziałam po raz pierwszy. Domyśliłam się, że to rodzice blondyna. Wszystkie oczy były zwrócone w moja stronę. Kobieta, która do tej pory zakrywała twarz dłońmi, podniosła głowę. Jej oczy były przepełnione bólem i rozpaczą.
Weszłam do sali i zamarłam. Mój ukochany leżał w bezruchu, do jego ciała poprzypinane były różne urządzenia wydające charakterystyczne dźwięki. Blada twarz niewiele różniła się od pościeli, którą był przykryty. Na jego rękach znajdowały się liczne zadrapania powstałe w wyniku wypadku. Usiadłam na krześle przy łóżku i wzięłam jego dłoń. Ścisnęłam ją mocno a po moich policzkach popłynęły strumienie cieczy.
- Marco kochanie, błagam cię. Obudź się. Zrób to dla nas. - chłopak dalej leżał bez jakiegokolwiek ruchu. Zalałam się łzami na myśl, że jestem bezsilna i w żaden sposób nie mogę złagodzić jego cierpienia. Przyłożyłam jego dłoń do mojego policzka, chciałam znowu poczuć jego dotyk. Taki delikatny i zarazem czuły. Złożyłam na jego ustach szczery pocałunek, żywiąc nadzieję, że tak jak w bajkach Marco obudzi się i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Ale życie to nie bajka, nie jest usłane różami. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Może to jest próba naszej miłości?

_______________________________________________________


Dodaje rozdział ale nie jestem z niego zadowolona. Długo się zastanawiałam, co zrobić z naszym Marco. Ostatnio mam coraz mniej czasu na pisanie... Postaram się dodać kolejny rozdział w tym tygodniu, ale nie obiecuje.

Bardzo dziękuję za Wasze komentarze. Motywują mnie i sprawiają, że uśmiech pojawia się na mojej twarzy :) Cieszę się, że komuś podobają się rozdziały :) Liczę, że i pod tym wyrazicie swoją opinię. Zostawiam Was z rozdziałem i życzę miłej lektury.

Pozdrawiam gorąco :**

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 32

- Myślałaś dziwko, że się nie dowiem?!
- Ale o czym?
- A teraz udajesz niewiniątko! O tym, że zabawiasz się z moim chłopakiem! - wykrzyczała mi prosto w twarz.
- Poprawka, z byłym chłopakiem! - podniosłam głos.
- Zamknij się i słuchaj! Jeśli nie zostawisz go to pożałujesz! I to gorzko!
- Sama posłuchaj! Marco nie bez przyczyny cię zostawił! To po pierwsze. A po drugie, nie groź mi.
- Myślisz, że on cię kocha?! Jesteś tylko zabawką na pocieszenie po rozstaniu ze mną.
- Jesteś śmieszna! Masz za duże mniemanie o sobie. Marco już dawno o tobie zapomniał. Wybacz złociutka, ale on na prawdę mnie kocha!
- Ty suko! - wykrzyczała i zamachnęła się. Na szczęście, była pijana i zamiast uderzyć mnie trafiła w ścianę. Zapiszczała z bólu. - Pożałujesz tego. Będziesz mnie błagać o litość!
- Pokrzyczałaś sobie już? To teraz wypierdalaj stąd! I nigdy więcej nie wracaj!
- Zniszczę cię! - wykrzyczała i chwiejnym krokiem udała się w stronę windy. Zamknęłam drzwi na klucz i osunęłam się na podłogę. Zakryłam twarz dłońmi i poczułam, jak całe ciśnienie spływa ze mnie. Nie ukrywam, przestraszyłam się jej. Ciągle pamiętam spotkanie w kawiarni. "Po trupach do celu". Na myśl o tym przeszedł mnie dreszcz. Usłyszałam kroki. Po chwili usiadła koło mnie Lena:
- Wariatka?
- Niestety. Dużo słyszałaś?
- Wystarczająco. I co teraz zrobisz?
- A co według ciebie mam zrobić? Nie mam dowodów, że mi groziła. Nie pójdę na policję. Muszę porozmawiać z Marco.
- I to jak najszybciej. Ta dziewczyna jest jakaś psychiczna. Spotykacie się dzisiaj?
- Tak, odwiezie mnie na lotnisko.
- Zapomniała, że dzisiaj wylatujesz.
- Na pewno nie chcesz lecieć ze mną? Zostaniesz tutaj sama?
- Nie chce zwalać się wam na głowę, poradzę sobie tutaj.
- Jesteś dla mnie jak siostra. Dobrze wiesz, że to nie będzie żaden problem.
- Wolę zostać tutaj, jeszcze wpadłabym na rodziców.
- Nie przejmuj się nimi. Nie mają nad tobą żadnej kontroli.
- Wiem, ale zaczną mieszać mnie z błotem, chce w spokoju spędzić święta.
- No dobrze, twoja decyzja.

Porozmawiałam jeszcze z przyjaciółką i zaczęłam przygotowywać się do wyjazdu. Czas biegł nieubłaganie, do przyjazdu Marco została niecała godzina. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy oraz prezenty dla rodziny. Z ledwością zamknęłam walizkę i zaniosłam ją do salonu. Resztę wolnego czasu spędziłam z Leną. W końcu nie będziemy widzieć się ponad tydzień. Usiadłyśmy na kanapie i rozmawiałyśmy o naszych związkach. Znaczy się o moim, bo Lena wciąż jest wolna. Chyba będę musiała wziąć sprawy we własne ręce. Przy jej metodzie zostanie starą panną z kotem. Ale strasznie ciężko jej dogodzić. Ten za niski, ten za gruby, ten ma dziwne uszy, ten ma duże stopy... Mogłaby godzinami wytykać im wady zamiast dostrzec zalety. No nic, po urlopie "Doktor Zuza Sprawy Miłosne" wkroczy do akcji. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Lena poszła otworzyć drzwi a ja po raz ostatni w tym roku spojrzałam na mieszkanie. Przywitałam się z Marco i po chwili wsiedliśmy do jego samochodu. Po przeprawie przez miasto, która trwała niecałe 30 minut znaleźliśmy się przed lotniskiem. Blondyn wziął mój bagaż i udaliśmy się prosto na odprawę:
- Musisz lecieć? Będę cholernie tęsknił.
- Ja też ale obiecałam rodzicom, że ich odwiedzę. Tydzień i zaraz wrócę do ciebie, dobrze?
- No nie wiem, nie wiem. Będziesz musiała mi to jakoś wynagrodzić. - na twarzy chłopaka pojawił się chytry uśmieszek.
- Zrobię co w mojej mocy. - wyszeptałam blondynowi do ucha, pocałowałam go i przytuliłam. Trwaliśmy w uścisku dłuższą chwilę, kątem oka zobaczyłam, że ktoś robi nam zdjęcia. Marco uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Musisz już iść bo samolot poleci bez ciebie. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia za niedługo. - na pożegnanie pocałowałam chłopaka namiętnie i skierowała się w stronę odprawy. Po chwili znalazłam się na pokładzie samolotu.


*****


Lot minął bez żadnych komplikacji. Odebrałam bagaż i zaczęłam się rozglądać za znanymi mi osobami. Na lotnisku przywitali mnie rodzice. Po przywitaniu oraz licznych łzach wzruszenia wyruszyliśmy w stronę domu, w którym spędziłam całe swoje dzieciństwo. Po przekroczeniu progu od razu łezka zakręciła mi się w oku. Nic się tutaj nie zmieniło. Z salonu dobiegały głosy przekomarzania się mojego brata z jego chrześniakiem:
- Święty Mikołaj nie istnieje - wykrzyczał 5-latek.
- To skąd masz prezenty pod choinką?
- Rodzice je tam dają.
- Skąd ta pewność?
- Bo przed ostatnia gwiazdką schowałem się za fotelem i czekałem aż tata przyjdzie z prezentami. I przyszedł.
- A skąd wiesz, że to tata?
- Bo zastawiłem pułapkę - odparł dumny.
- Pułapkę powiadasz?
- Tak. Rozsypałem klocki Lego i gdy tata nadepnął na nie, zaczął przezywać, że spali te wszystkie zabawki i po co mi kolejne. Cały tata. - mój brat pokładał się ze śmiechu na podłodze a po chwili i ja nie mogłam wytrzymać. - Ciocia!! - wykrzyczał i zaraz podbiegł do mnie. Wzięłam chłopczyka na ręce i przytuliłam mocno. Tak bardzo stęskniłam się za moim małych skarbem. - Tęskniłem, bardzo. Co mi przywiozłaś?
- A byłeś grzeczny?
- Oczywiście!
- Taa, podczas snu. - usłyszałam zachrypnięty głos mojego drugiego brata. - Mała, ale się stęskniłem za tobą.
- Ja za tobą nie. - wystawiłam w jego stronę język.
- Też cię kocham. - przytuliłam go mocno. Tak bardzo tęskniłam ich ciągłymi zaczepkami, kłótniami, wygłupami.


*****


Święta minęły w cudownej atmosferze. Codziennie napawałam się widokiem szczęśliwej rodziny, mając nadzieję że i ja kiedyś taką założę. Nadrobiłam rozłąkę długimi rozmowami. Oczywiście, musiałam złożyć raport z mojego pobytu w Dortmundzie. Wspomniałam o tym, że mam chłopaka ale nie, kim on jest. Chce go osobiście przedstawić rodzinie, będą mieli niespodziankę. Moi bracia jak zahipnotyzowani wsłuchiwali się w opowiadania o współpracy z piłkarzami. Codziennie bawiłam się z bratankiem, za którym stęskniłam się najbardziej. To taki mały człowiek, którego uśmiech sprawia, że zapominam o wszystkich troskach. I to taki człowiek, który budzi mnie skoro świt. W Sylwestra mały wparował do mojego pokoju z czekoladą i krzyczał "Wszystkiego najlepszego ciociu!". No tak, kompletnie zapomniałam, że mam dzisiaj urodziny. Taka data i jeszcze można zapomnieć o urodzinach? Przytuliłam chłopczyka i podziękowałam za prezent. Jego wzrok skierowany był na czekoladę. Zaśmiałam się pod nosem i wręczyłam mu z powrotem słodkość. Mały podskoczył z zachwytu, przytuli mnie i pobiegł do swojego pokoju co spotkało się z niezadowoleniem jego matki, która tylko pokręciła głową. Ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Każdy z domowników złożył życzenia i zasiedliśmy do wspólnego posiłku. Do południa krzątałam się w kuchni pomagając rodzicielce w przygotowywaniu potraw. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu i popatrzyłam na wyświetlacz: "Mario Misiek ;3". Bez wahania odebrałam:
- Mario, co tam? Już się za mną stęskniłeś?
- Zuza, musimy pogadać. - po głosie chłopaka wywnioskowałam, że jest zdenerwowany.
- Coś się stało?
- Marco miał wypadek...

__________________________________________________________



Ta dam ;) Nie mogą żyć w wiecznej sielance,  mam nadzieję, że się nie gniewacie ;p
Dziękuję za ponad 7000 wyświetleń i komentarze, jesteście cudowne! <3
Zostawiam Was z rozdziałem i liczę na szczerą opinię :)

Pozdrawiam gorąco :*

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 31

Piłkarze jak poparzeni wybiegli na murawę a za nimi uśmiechnięty trener Klopp. Każdy z zawodników Borussi szczerzył się na mój widok, przypuszczam, że w szatni Marco mógł im coś powiedzieć o nas. Nie pozostało mi nic innego jak pójść po lustrzankę i robić swoje. Wróciłam po niecałych 10 minutach a piłkarze jakby zahipnotyzowani wykonywali polecenia trenera. Klopp musiał ich albo szantażować albo po prostu zrobili się spokojniejsi. Na 100 % pierwsza opcja. Niecałą godzinę przed meczem obie drużyny rozeszły się do szatni, gdzie w spokoju mogli czekać na pierwszy gwizdek. Wróciłam do gabinetu i chciałam się zdrzemnąć. Niestety, nie było mi to dane. Do pokoju wparował Marco. Na jego twarzy był ten zalotny uśmieszek.
- Marco, nie powinieneś być w szatni?
- Myślałem, że wykorzystamy tą godzinkę. Co ty na to?
- Marco, zboczuchu. - wystawiłam mu język. - Jak wygracie mecz to pogadamy.
- Ale ja nie wytrzymam. Teraz to nie może być zaliczka?
- Zapomnij. Albo później albo wcale.
- No okey. - na jego twarzy pojawiła się mina zbitego pieska. - A mogę z tobą posiedzieć?
- No jasne. - chłopak usiadł koło mnie a ja od razu przytuliłam się do niego. - Posłuchaj, co powiedziałeś chłopakom?
- Znaczy się, nie rozumiem. - zaśmiał się.
- Oj, ty już dobrze wiesz! Plotkara z ciebie.
- No co? Pytali się, dlaczego mam dobry humor. To im powiedziałem, że chodzę z najwspanialszą dziewczyną na świecie.
- Przestań sypać tymi komplementami. Przez to nie mam serca gniewać się na ciebie. Kocham cię.
- Ja ciebie też myszko. - Usiadłam na kolanach chłopaka i zaczęliśmy się całować. Nie mogłam oprzeć się jego urokowi. Wplotłam dłonie w jego włosy. Ręce Marco błądziły po moich plecach. Nasze pocałunki były namiętne. Gdy nie to, że jesteśmy na stadionie i za niecałą godzinę Marco gra mecz, znowu wylądowalibyśmy w łóżku. Byłam tak zainteresowana moim chłopakiem, że nie usłyszałam pukania do drzwi. Dopiero gdy usłyszałam głos trenera, wróciłam na ziemię. Ale było za późno. Klopp stał oparty o futrynę i uśmiechał się. Odskoczyłam najszybciej jak umiałam od blondyna.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę Marco - zaśmiał się - Chłopcy mówili mi, że jesteście razem ale nie chciałem im uwierzyć. A tutaj, mam wszystko czarno na białym. A teraz, marsz
do szatni. - chłopak był tak samo zażenowany tą sytuacją jak ja. Szybko i bez żadnego sprzeciwu wykonał polecenie trenera. W pomieszczeniu zostałam tylko ja i Klopp. Mężczyzna dalej się uśmiechał.
- Trenerze, ja chciałam przeprosić...
- Nie masz za co przepraszać. W sumie to się ciesze, że to ty jesteś jego dziewczyną. Dobrze na niego wpływasz. Nie baluje tak, skupia się na treningach. Z resztą, cała drużyna się stara jak ciebie zobaczy. Ale następnym razem czułości okazujcie sobie w domu, dobrze? - trener znowu się zaśmiał.
- Oczywiście, jeszcze raz przepraszam.
- Do zobaczenia za 30 minut. - na pożegnanie znowu się uśmiechnął i zamknął drzwi. Zostałam sama. W końcu. Nie chciałam wychodzić z tego pokoju. Wiem, że Klopp to świetny człowiek i nikomu nie powie, co tu zaszło, ale czułam się jak skończona idiotka! Niestety, czas minął i musiałam się stawić na płycie stadionu. Wyszłam przed piłkarzami i zaczęłam rozkładać sprzęt. Po chwili z tunelu wyszli zawodnicy. Na widok Marco uśmiechnęłam się. Usiadłam na ławce dla sztabu a po chwili dosiadł się do mnie Klopp.
- Spokojnie, będę milczał jak grób - pewnie wyczuł, że jestem zestresowana. Odpowiedziałam mu szczerym uśmiechem i zaraz rozległ się pierwszy gwizdek. Ruszyłam w stronę mojego stanowiska i zaczęłam pracować.


 *****


Mecz zakończył się wynikiem 4:2 dla Borussi. Autorem dwóch bramek był Marco. Piłkarze podziękowali sobie na wzajem i zniknęli w szatniach. Razem z nimi ich trenerzy. Wróciłam do gabinetu i odstawiłam na swoje miejsce sprzęt. Ruszyłam w stronę szatni BVB, gdyż tak umówiłam się z Marco. Po chwili cała drużyna rzuciła się na mnie, zaczęła przytulać i gratulować. Oczywiście, po wygranym meczu miała odbyć się impreza w domu u któregoś z piłkarzy. Tym razem padło na Kubę. Marco oczywiście powiedział, że nie przyjdziemy bo ma do odebrania nagrodę. Nikt oprócz mnie go nie zrozumiał. Może to i dobrze. Ruszyliśmy w stronę domu Marco. Po drodze zrobiliśmy zakupy bo oczywiście w domu zostało tylko pół bochenka chleba i pomidor. Po krótkiej przeprawie przez miasto byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu, wzięłam zakupy i ruszyłam w stronę kuchni. Marco zaparkował auto w garażu i po chwili dołączył do mnie. Kończyłam rozpakowywać zakupy. Chłopak od razu przytulił mnie i połączył nasze usta w pocałunku. Ruszyliśmy w stronę sypialni. Nasze ubrania w mgnieniu oka znalazły się na podłodze. Wylądowaliśmy na łóżku i zaczęliśmy się kochać.Po wszystkim opadliśmy na łóżko zadowoleni i zasnęliśmy w swoich objęciach


*****


Obudziłam się pierwsza, Marco spał słodko. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Ubrałam się i zeszłam do kuchni. Na blacie kuchennym zostawiłam wiadomość. Wyszłam z domu Marco i zaczęłam kierować się w stronę swojego mieszkania. Dzisiaj wyjeżdżam do Polski na święta, więc musiałam się jeszcze spakować. Droga do bloku mięłam nawet szybko, zanim się obejrzałam byłam już w ciepłym mieszkaniu. Przywitała mnie cisza. Zrobiłam sobie herbatę na rozgrzanie zmarzniętego organizmu. Usiadłam wygodnie na sofie i włączyłam telewizor. Nie minęło 10 minut a usłyszałam dzwonek do drzwi a zaraz energiczne pukanie. Niechętnie oderwałam się od swojego zajęcia i ruszyłam w stronę wyjścia. Otworzyłam drzwi i zamarłam. Przede mną stała Caroline. A po jej minie to nie była przyjacielska wizyta...


____________________________________________________________



Eh, nie jestem zadowolona z tego rozdziału... Jest taki byle jaki ;/ 
W ogóle ostatnio ciężko mi się pisze nowe rozdziały...
Chłopcy pokazali klasę, 4:0 :) Oby tak dalej ;*
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem, mam nadzieję, ze i pod tym będzie tyle ;)
Pozdrawiam :**

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 30

Chłopak złączył nasze usta gorącym pocałunkiem. Teraz byłam tego pewna. Kocham Marco Reusa. I chcę być z nim do końca życia. Blondyn na chwilę przestał. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, nasze czoła stykały się. Jeszcze nigdy nie byłam tak szczęśliwa. Marco znowu zaczął mnie całować. Każdy następny pocałunek robił się coraz bardziej zachłanny. Wplotłam swoje dłonie w jego blond włosy a jego dłonie zaczęły błądzić po moim ciele. Poczułam przyjemny dreszcz. Nie chciałam, aby przestawał. Ruszyliśmy w stronę sypialni. W drodze nie przestawaliśmy okazywać sobie czułości. Efektem tego były przewrócone donice z kwiatami oraz inne stłuczone przedmioty, które w tej chwili nie miały dla nas jakiegokolwiek znaczenia. Zaczęłam rozpinać koszulę Marco a on w tym czasie zdejmował ze mnie moją bluzkę i spodnie. Do sypialni dotarliśmy w samej bieliźnie, która po chwili również leżała na podłodze. Marco wziął mnie na ręce i delikatnie położył na jedwabnej pościeli. Całował każdy centymetr mojego ciała, dokładnie się z nim zapoznawał. Po chwili przestał i poparzył na mnie. Uśmiechnęłam się i dałam mu zielone światło. Chłopak wszedł we mnie a ja jęknęłam z rozkoszy. Wbiłam paznokcie w jego plecy. Nie chciałam, żeby ta noc się kończyła. Zmęczeni i usatysfakcjonowani opadliśmy na łóżku ciężko oddychając. Blondyn przytulił mnie a ja wsłuchiwałam się w bicie jego serca. Zahipnotyzowana tą muzyką zasnęłam...


*****


Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno w sypialni. To nie był mój pokój czyli, to jednak nie był sen. Odwróciłam się w stronę Marco. Tak słodko spał. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Chłopak otworzył oczy i oddał go. Jedną ręką zaczął mnie obejmować. Po chwili skończyliśmy z czułościami:
- Jesteś taka słodka jak śpisz.
- Dziękuję. Dawno się obudziłeś?
- Jakieś dwie godziny temu.
- Dlaczego? Chrapałam? - próbowałam być poważna ale zaraz wybuchłam śmiechem. Chłopak dołączył do mnie.
- Nic z tych rzeczy. Po prostu nie mogłem uwierzyć, że jesteś, tu, obok mnie. Musiałem cie pilnować - poczułam, jak się rumienię.
- Oj Marco, jesteś cudowny - złożyłam na jego ustach pocałunek. - Która jest godzina?
- 10:30. Już chcesz uciekać ode mnie? Nie puszczę cię, za długo na ciebie czekałem - i objął mnie mocno.
- Marco, za godzinę masz trening.
- No iiii?
- No iiii musisz pójść.
- Zdecydowanie wole zostać tutaj z tobą, i robić to co w nocy - chłopak poruszył zabawnie brwiami.
- Oj Marco, ty masz trening a ja muszę pójść do pracy.
- No dobra, wygrałaś. Ale wieczorem to powtórzymy? - chłopak uśmiechnął się w łobuzerski sposób.
- Zobaczymy. Jeśli wygracie to tak.
- No to teraz muszę iść na mecz! - chłopak zerwał się szybko z łóżka. - Jak chcesz to możesz się tam odświeżyć - wskazał ręką drzwi - a ja pójdę zrobić śniadanie. Zaczęłam kierować się w stronę łazienki, ale chłopak przyciągnął mnie do siebie. - A buzi? - dałam mu soczystego buziaka ale chłopak dalej mnie obejmował.
- Więcej będzie po wygranym meczu - puściłam mu oczko.
- Już się nie mogę doczekać.
Uradowany blondyn skierował się w stronę kuchni i zostałam sama. Weszłam do łazienki, która była ogromna. Była bardzo ładna, urządzona w nowoczesnym stylu.Wzięłam prysznic i wysuszyłam włosy. Owinęłam się w ręcznik i zpowrotem weszłam do sypialni Marco. Nigdzie nie mogłam znaleźć swoich ubrań. Otworzyłam szafę z ubraniami Marco i wyciągnęłam pierwszą lepszą koszulę. Ruszyłam do blondyna, który śpiewał jakieś niemieckie hity. Po drodze mijałam stłuczone wazony oraz donice. W końcu dotarłam do chłopaka, który podrygiwał w rytm muzyki. Przytuliłam go a chłopak zaraz się obrócił i zaczął mnie całować. Posadził mnie na blacie kuchennym i całował moją szyję. Robił to tak delikatnie i czule, jakby wiosenny wietrzyk muskał moje ciało.
- Marco? - wymruczałam cicho.
- Tak?
- Jajecznica się spaliła - i zaczęłam się śmiać. Chłopak szybko oderwał się ode mnie i próbował ratować resztki posiłku.
- Cholera. Widzisz, przy tobie nawet prostej jajecznicy nie mogę zrobić.
- Czyli to moja wina?
- Tak zawróciłaś mi w głowie, że teraz masz tego efekty. - i wskazał na dymiącą się patelnie. Ujęłam jego twarz w moje dłonie i pocałowałam.
- To od dzisiaj ja robię śniadania, dobrze?
- Podoba mi się ta propozycja, a jeszcze bardziej, gdy śniadanie będzie serwowane w łóżku.
- Pomyślimy nad tym. - pocałowałam go - a teraz idź przygotuj się do treningu a ja zrobię coś na śniadanie.
- Dobrze myszko. - pocałował mnie w czoło i skierował się w stronę sypialni. W tym samym czasie zaczęłam przygotowywać posiłek. Niestety lodówka Marco była bardzo uboga w jedzenie. Nie miałam wyjścia i zrobiłam kanapki z szynką i serem. Do tego kawa. Po chwili dołączył do mnie uśmiechnięty od ucha do uch chłopak i zaczęliśmy jeść. Po skończonym posiłku Marco zajął się zmywaniem naczyń a ja ruszyłam w poszukiwaniu swojej garderoby
- Marco, gdzie są moje ubrania?
- Tam gdzie je zostawiłaś.
- Ha ha, bardzo śmieszne. Raczej ty powinieneś wiedzieć. W końcu to ty je ściągałeś ze mnie.
- Zobacz w salonie.
Gdy w końcu skompletowałam garderobę, wyruszyliśmy w drogę. Pierwszym przystankiem było moje mieszkanie. Zmieniłam ubrania, zrobiłam makijaż i dołączyłam do chłopaka, który czekał na mnie w samochodzie. Pojechaliśmy prosto na stadion. Na szczęście zdążyliśmy przed czasem i Marco uniknął dodatkowych okrążeń. Usiadłam obok trenera, który czekał aż "królewny z Borussi pofatygują swoje szanowne 4 litery i przyjdą na trening"


Tymczasem w szatni:


Marco jako ostatni dołączył do zawodników w szatni. Jednak żaden piłkarz nie śpieszył się, tylko rozmawiał w najlepsze. Chłopak usiadł obok swojego przyjaciela i zaczął przygotowywać się do treningu. Nucił pod nosem piosenki, a jego dobry humor nie umknął uwadze znajomym:
- Coś ty taki wesoły?
- Mam powody - wyszczerzył się
- Czekaj: to kobieta, imię na 4 litery i była u ciebie na noc? - dedukował Geotze
- Dokładnie tak mój bracie.
- To szacun stary. Nie wierzyłem, że ci się uda ale wygrałeś zakład. - Mario powiedział to tak głośno, że wszyscy w pomieszczeniu zamilkli i swoje spojrzenia skierowali na dwóje przyjaciół.
- Na serio Reus? - pytał z niedowierzaniem Humels.
- I jak? - dopytywał Kevin.
- To było coś cudownego, no po prostu brak słów żeby to opisać.
- To ja też tak chce. - skwitował Mo, ale zaraz został skarcony wzrokiem przez blondyna. - Aluzjen pana, Zuza jest tylko twoja.
- Oooo, ktoś się zakochał - podsumowali zachowanie Marco Kuba i Roman.
- No chyba - zaczął się uśmiechać blondyn.
- No to stary gratulacje i szczęścia życzę - poklepał Marco po plecach Łukasz. Każdy podszedł do blondyna i gratulował mu nowego związku. W końcu do szatni wpadł trener i przerwał ta sielankę. Piłkarze musieli wyjść na murawę, gdzie trenowali już zawodnicy drużyny przeciwnej.

______________________________________________________________


No i jest nowy rozdział ;) Nie jest napisany tak jak to sobie wyobraziłam. W sumie to jest on o niczym. Ale mam nadzieje, że chociaż Wam się podoba :) Bardzo, bardzo dziękuje za komentarze pod ostatnim rozdziałem. To wiele dla mnie znaczy <3
Już nie mogę doczekać się soboty i pierwszej kolejki :D

Pozdrawiam Was gorąco :**

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 29

- Zamierzasz co?! - wykrzyczała Lena, przez co uwagę wszystkich osób znajdujących się w kawiarni skupiła na sobie.
- Dobrze słyszałaś Lenuś, zamierzam się z nim pogodzić - powiedziała zadowolona blondynka.
- Emm, Caroline? Nie przyszło ci na myśl, że Marco ułożył sobie na nowo życie, bez ciebie? - zapytała wprost Ewa, specjalnie akcentując ostatnie słowo.
- Ewcia, proszę cię. Marco ciągle kocha tylko i wyłącznie mnie.
- Skąd ta pewność?
- Kobieca intuicja - zaśmiała się.
- Yhym, najpierw trzeba być tą kobietą a nie potworem. - wymruczała pod nosem Lena.
- Mówiłaś coś Lenka?
- Taaa, że to ciasto jest bardzo dobre.
- Tylko nie zjedz za dużo bo ci pójdzie w boczki - zachichotała blondynka. Widziałam jak przyjaciółka gotuje się od wewnątrz. Już chciała coś powiedzieć ale na szczęście Agata jej przerwała:
- Marco już wie o twoim wielkim come back?
- Zrobię mu niespodziankę - i znowu ten śmiech, który przyprawiał mnie o ból głowy. W końcu odważyłam się w ogóle odezwać:
- Caroline, a co jeśli Marco ma już dziewczynę?
- To proste. Z własnej woli czy nie, będzie musiała zostawić Marco. Mam taka dewizę: po trupach do celu! - i znowu ten śmiech, który tym razem zmroził krew w moich żyłach.
- Poważnie? - zapytała Lena.
- Jestem totalnie zdeterminowana, żeby być z Marco!
- A jeśli to uczucie, jakim darzył ciebie Marco no nie wiem, po prostu wygasło i nie chce z tobą być?! - ze zdenerwowaniem zapytała Ewa.
- Ewciu, to nie możliwe. Takiej dziewczyny jak JA nie przestaje się kochać! - pewnie odpowiedziała. W jej głosie wyczułam nutkę zdenerwowania. Nie przyjmowała odmowy ze strony Marco, i to mnie najbardziej martwiło. Czułam, że ona łatwo nie zrezygnuje z mojego chłopaka. No właśnie. Boję się jej powiedzieć, kim dla mnie jest Marco. Nie wiem dlaczego? Ah, no tak! Ta dziewczyna zachowuje się, jakby przed chwilą wyszła z wariatkowa! Może faktycznie powinni ją tam zamknąć... Ludziom na świcie od razu zrobiłoby się lżej na duszy, bo wiedzieliby, że taka wariatka nie chodzi wolno po ulicach... Wracając do rzeczywistości. Lena za chwilę eksploduje. Najwyraźniej nie toleruje blondyny tak samo jak ja. Należałoby się dyskretnie eksmitować stąd:
- Boże! Zapomniałam, że zostawiłam yyyyy ziemniaki na ogniu. Musze wracać! Lena? Idziesz?
- Już kochana. Szkoda, że już musimy lecieć no ale życie. - mojej przyjaciółce zdecydowanie ulżyło. Szybko poderwała się z krzesła i ruszyła w stronę wyjścia. Spojrzałyśmy w stronę dziewczyn, które swoim wzrokiem po prostu błagały nas, abyśmy zabrały je ze sobą. Na odchodne usłyszałyśmy piskilwy głosik Caroline:
- Spotkamy się jeszcze dziewczyny? Tak miło się nam plotkowało - spojrzałam na Lenę, której wyraz twarzy mówił: " prędzej skoczę z mostu niż z własnej woli spotkam się z tą psychopatką!!! "
- No jaaaasne, czemu nie? - sztucznie się uśmiechnęłam.
- No to papatki!
- Pa, na razie dziewczyny. - szybko zniknęłam za drzwiami kawiarni i pobiegłam do Leny, która stała kilkanaście metrów dalej. Zaczęłyśmy się kierować w stronę mieszkania:
- Ziemniaki? Na serio nie mogłaś wymyślić czegoś bardziej sensownego? - zażartowała dziewczyna.
- Nie czepiaj się! Jak chcesz to możesz tam wrócić...
- Nie, błagam cię! Wszystko tylko nie to! Ale ja kocham ziemniaki. To jedyne warzywo, które nie przyprawia mnie o mdłości. No ubóstwiam je oraz ciebie, ty moja cudowna wybawicielko!
- Dobra, dobra. Nie słódź mi tak. Weź, co to było w kawiarni?!
- To cała Caroline Bohs! Mój najgorszy koszmar! Jej śmiech przypomina świński kaszel!
- Hahaha, Lena proszę. Nie rozśmieszaj mnie. Muszę poważnie porozmawiać z Reusem!
- I to koniecznie! Zanim zrobi to ta blond demonica. Na sama myśl o niej robi mi się słabo...
- Wiesz, od dzisiaj to też mój koszmar.
- Mam pomysł: na polepszenie nastroju kupmy sobie lody. Nic nie poprawia człowiekowi humoru po spotkaniu z uosobieniem zła jak słodkości.
- To jest nawet dobry pomysł, brawo Lenka. Jednak jesteś mądra - wystawiłam w jej stronę język.
- Ma się te przebłyski geniuszu. - zaczęłyśmy się śmiać.




Skierowałyśmy się w stronę najbliższego spożywczaka. Od razu poszłyśmy do regału ze słodyczami. Wybrałyśmy kilka czekolad, jakieś żelki, ciasteczka oraz chipsy. Nie obyło się oczywiście bez lodów truskawkowych. Do naszego koszyka trafiały również takie produkty jak mleko, owoce, pieczywo, jakaś szynka. W końcu, nie samymi słodkościami człowiek żyje. Zadowolone z pełnymi siatkami ruszyłyśmy do mieszkania. Dochodziła godzina piętnasta, a Marco kończy trening o siedemnastej. Mam jeszcze czas, żeby przemyśleć co mu powiedzieć: "Hej Marco! Twoja była to psychopatka i chce do ciebie wrócić a ze mnie zrobić swoja przyjaciółeczkę?!" Sama sobie nie wierze! No cóż, pójdę na żywioł... Usiadłam przy Lenie i przed telewizorem i skupiłam się na oglądaniu. Konsumowałyśmy właśnie kupione przez nas słodkości. Nim się obejrzałam, na zegarze wybiła godzina 16:30. Ruszyłam do pokoju i zaczęłam przygotowywać się do spotkania z blondynem. Zmieniłam ubrania i poprawiałam makijaż. Byłam gotowa do wyjścia. Umówiłam się z chłopakiem, że zaraz po treningu wpadnie po mnie i pojedziemy do niego. Punktualnie jak w zegarku do moich drzwi zapukał Reus. Był w świetnym humorze, czego mi brakowało. Przywitał się ze mną namiętnym pocałunkiem:
- Piękna, wyglądasz zabójczo. Jedziemy? - od razu na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Jasne, pożegnam się tylko z Lenką. - ruszyłam w stronę salonu gdzie okupowała kanapę moja przyjaciółka. - Jadę, nie wiem kiedy wrócę.
- Spoko. Tylko grzecznie mi tam, nie chce zostać już ciotką. - usłyszałam śmiech blondyna, który wykrzyczał z korytarza:
- Oczywiście. Cały wieczór będziemy pić herbatkę i rozmawiać o pogodzie.
- No ja myślę.
- Lena, weź zamknij się już. Najlepiej zmień dealera. I życz mi powodzenia.
- Dobra, idź już bo Marco się rozmyśli i będzie sam pił tą herbatkę.
- Pa debilu.




Ruszyłam za blondynem do jego czarnego samochodu. Drogę do jego domu przebyliśmy w milczeniu. Każdy układał w myślach to co ma powiedzenia drugiej osobie. Gdy już dotarliśmy, blondyn otworzył przede mną drzwi swojego domu.
- Chcesz się czegoś napić? Może herbatkę, jak nam doradzała Lena? - chłopak zażartował
- Jasne, może być herbatka.
- To w takim razie idź do salonu a ja za chwilę dołączę do ciebie. - jak chłopak powiedział, tak zrobiłam. Usiadłam wygodnie na kanapie i czekałam na Reusa. Po chwili chłopak dołączył do mnie z dwoma gorącymi napojami.
- Posłuchaj Zuza, wczoraj chciałem ci coś powiedzieć no ale jakoś nie wyszło... - przerwałam chłopakowi w pół słowa:
- Ja też muszę z tobą porozmawiać Marco.
- Tak? To mów pierwsza. - Odchrząknęłam lekko, wzięłam głęboki wdech i powiedziałam to co mi leży na sercu:
- Kim dla ciebie jest Caroline?
- Caro? Dlaczego o nią pytasz?
- Proszę, odpowiedz.
- Caroline to moja była dziewczyna, przeszłość. A teraz ty odpowiedz na moje pytanie.
- Spotkałam się z dziewczynami w kawiarni i poznałam Caroline. Powiedziała, że chce do ciebie wrócić i że ją nadal kochasz.
- Co?! Ona jest jakaś chora. Błagam Zuza, nie wierz w jej słowa.
- Skąd mogę mieć pewność?
- Wczoraj chciałem ci coś powiedzieć. Coś ważnego. - chłopak przybliżył się do mnie. Wziął moje dłonie w swoje. - Jesteś cudowna dziewczyną, wyjątkową. Nie mogę jednego dnia bez ciebie wytrzymać. Nigdy nie czułem czegoś takiego. Nawet przy Caro. Jesteś dla mnie jak narkotyk. Przy tobie jestem szczęśliwy jak nigdy! Kocham cię. - łzy zaczynały spływać po moich policzkach. Poczułam jak kamień spadł z mojego serca.
- Naprawdę? - zapytałam drżącym głosem.
- Tak - głos chłopaka również był drżący, jego oczy lśniły. Nie zdążyłam cokolwiek powiedzieć, bo chłopak złączył nasze usta pocałunkiem.... 

_____________________________________________________________

Mam nadzieję, że się podoba i nikogo nie zawiodłam powyższymi wypocinami :) Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem! :* Mam nadzieję, że i pod tym wyrazicie swoją opinię ;)

Pozdrawiam Was gorąco :*