wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 33

- Marco miał wypadek... - najgorsze słowa jakie mogłam usłyszeć w życiu. Stałam w bezruchu, poczułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Jakby odebrano mi mowę, odebrano mi sens życia. Stałam i wpatrywałam się w martwy punkt gdzieś na ścianie. Z telefonu dobiegał do mnie głoś Mario, ale ja go nie słuchałam. Myślami byłam gdzieś daleko. Poczułam, jak kręci mi się w głowie, przed oczami miałam czarne plamki. Podeszłam do ściany i powoli osunęłam się na ziemię. Nie mogłam dojść do siebie, momentalnie zalałam się łzami.
- Kiedy i jak to się stało? - zapytałam a raczej szlochając.
- Dzisiaj rano jechał do mnie, jakiś wariat wjechał na jego pas. On nie chcąc pójść na czołowe zjechał do rowu i uderzył w drzewo.
- Co z nim?
- Leży w szpitalu, jego stan jest krytyczny... - ostatnie słowo wywołało u mnie kolejną fale łez. Bałam się, że stracę kolejną ważną osobę w moim życiu. - Musisz przyjechać, on może nie przeżyć doby... - nie wiedziałam, co mogę powiedzieć. Tak bardzo pragnęłam, żeby to był zwykły koszmar. Chciałam się obudzić i zobaczyć uśmiechniętą twarz mojego chłopaka. Chłopaka, który uszczęśliwia mnie na każdym kroku. Którego komplementy sprawiają, że czuję się najważniejszą osobą na świecie. W którego ramionach wiem, że nie spotka mnie krzywda. Którego słowa każdego dnia budzą mnie i kołyszą do snu. Chłopaka, który sprawił, że znowu ciesze się życiem. Tak bardzo pragnęłam, żeby on ty był. Chciałam wtulić się w jego tors, zatracić się w bajecznych oczach, poczuć ciepło jego ust, poczuć woń jego cudownych perfum... Zamiast tego siedziałam zapłakana na korytarzu, bezsilna i załamana.
- Zuza jesteś tam? - dopiero teraz dotarło do mnie pytanie Mario
- Tak, zabukujesz mi lot? - mój głos był bezbarwny, pozbawiony jakichkolwiek emocji.
- Jasne, zobaczę co się da zrobić i zadzwonię do ciebie. - rozłączyłam się, nie miałam siły dalej kontynuować rozmowy. Wszyscy domownicy zebrali się w pomieszczeniu. Milczeli i czekali na jakąkolwiek reakcje z mojej strony. A ja siedziałam i wycierałam kolejne łzy spływające po moich policzkach. Mój bratanek podszedł do mnie i przytulił się do mnie:
- Nie płacz ciociu, nie lubię jak płaczesz. - po jego słowach rozkleiłam się na dobre. Sylwek podszedł i zabrał chłopczyka do swojego pokoju. Niepewnie wstałam z zimnej podłogi i z pomocą rodziców usiadłam na kanapie. Resztkami sił powiedziałam rodzinie to samo co przed chwilą usłyszałam od Mario. W pokoju zapanowała cisza, wszystkich zaszokowała wiadomość o wypadku. Przerwał ją dopiero sms od mojego przyjaciela.
Masz lot o 15, nie spóźnij się.
Dziękowałam Bogu, że znalazło się jeszcze wolne miejsce. Nie wytrzymałabym wiedząc, że Marco leży w szpitalu a ja nie mogę go zobaczyć. Ruszyłam niepewnym krokiem do swojego pokoju, drżącymi rękami pakowałam wszystkie ubrania. Co jakiś czas szlochałam, z salonu dobiegały głosy zmartwionych rodziców. W całym domu zapanowała ponura atmosfera. Po chwili dołączyłam do reszty domowników. Unikałam ich wzroku, obrałam jeden punkt na ścianie i tępo patrzyłam. Gdy na zegarze wybiła godzina 13:30 wyruszyłam na lotnisko. Wcześniej oczywiście pożegnałam się ze wszystkimi. Zapewniali, że wszystko będzie dobrze, żebym była dobrej myśli. Powoli traciłam nadzieję, że kiedykolwiek będę szczęśliwa.


*****


Odprawa minęła szybko i po chwili znajdowałam się na pokładzie samolotu do Dortmundu. Przez cały lot próbowałam zachować spokój, nie zalać się łzami. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się na niemieckiej ziemi. Moje myśli zakrzątały najczarniejsze scenariusze. Tyle chciałam mu powiedzieć, oglądać jego wygłupy z kolegami na boisku. Słuchać o poranku jego zachrypniętego głosu.Chciałam, żeby po prostu był obok mnie! Gdyby nie przeżył, umarłaby część mnie.Z dnia na dzień kochałam go coraz bardziej i bardziej, nie wyobrażam sobie mojego życia bez niego. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos stewardesy. Zgodnie z jej poleceniem zapięłam pasy i przygotowałam się do lądowania.
Zaraz po opuszczeniu pokładu samolotu udałam się po bagaż. Przecisnęłam się przez tłum ludzi odbierających swoje walizki. Wzrokiem szukałam sylwetki przyjaciela mojego chłopaka, który obiecał po mnie przyjechać. Zaraz moim oczom ukazał się Mario, średniego wzrostu szatyn, którego zawsze pogodna i uśmiechnięta twarz przepełniona była smutkiem. Jego brązowe oczy były podpuchnięte, szkliły się niczym dwa diamenty. Chłopak wziął ode mnie bagaż i bez zbędnych komentarzy ruszyliśmy do samochodu pomocnika. Zapięłam pasy i głowę odwróciłam w stronę szyby, unikając jakiegokolwiek kontaktu z chłopakiem. Drogę do szpitala przebyliśmy w ekspresowym tempie. Jak poparzona wypadłam z samochodu a zaraz za mną Mario. Biegłam jak szalona. Nic innego się nie liczyło, nawet to, że podczas mojej szalonej przeprawy przez szpitalne korytarze wpadałam na kilku pacjentów oraz jakiś lekarzy. Po chwili dotarliśmy pod sale, gdzie przebywał Marco. Na korytarzu siedzieli wszyscy zawodnicy, trener oraz jakaś kobieta z mężczyzną, których widziałam po raz pierwszy. Domyśliłam się, że to rodzice blondyna. Wszystkie oczy były zwrócone w moja stronę. Kobieta, która do tej pory zakrywała twarz dłońmi, podniosła głowę. Jej oczy były przepełnione bólem i rozpaczą.
Weszłam do sali i zamarłam. Mój ukochany leżał w bezruchu, do jego ciała poprzypinane były różne urządzenia wydające charakterystyczne dźwięki. Blada twarz niewiele różniła się od pościeli, którą był przykryty. Na jego rękach znajdowały się liczne zadrapania powstałe w wyniku wypadku. Usiadłam na krześle przy łóżku i wzięłam jego dłoń. Ścisnęłam ją mocno a po moich policzkach popłynęły strumienie cieczy.
- Marco kochanie, błagam cię. Obudź się. Zrób to dla nas. - chłopak dalej leżał bez jakiegokolwiek ruchu. Zalałam się łzami na myśl, że jestem bezsilna i w żaden sposób nie mogę złagodzić jego cierpienia. Przyłożyłam jego dłoń do mojego policzka, chciałam znowu poczuć jego dotyk. Taki delikatny i zarazem czuły. Złożyłam na jego ustach szczery pocałunek, żywiąc nadzieję, że tak jak w bajkach Marco obudzi się i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Ale życie to nie bajka, nie jest usłane różami. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Może to jest próba naszej miłości?

_______________________________________________________


Dodaje rozdział ale nie jestem z niego zadowolona. Długo się zastanawiałam, co zrobić z naszym Marco. Ostatnio mam coraz mniej czasu na pisanie... Postaram się dodać kolejny rozdział w tym tygodniu, ale nie obiecuje.

Bardzo dziękuję za Wasze komentarze. Motywują mnie i sprawiają, że uśmiech pojawia się na mojej twarzy :) Cieszę się, że komuś podobają się rozdziały :) Liczę, że i pod tym wyrazicie swoją opinię. Zostawiam Was z rozdziałem i życzę miłej lektury.

Pozdrawiam gorąco :**

10 komentarzy:

  1. On musi żyć.. Przecież taka miłość nie może się tak skończyć :(
    A ja uważam, że rozdział jest dobry, tylko, że smutny.
    Czekam na następny :)
    Pozdrawia i zapraszam do mnie http://wiara-w-ludzi-i-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. On musi żyć i koniec .!
    Mnie tez rozdział bardzo się podobał.
    Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział! Szkoda, że tak bardzo smutny.
    Mam nadzieję, że Marco przeżyje i że znowu razem z Zuzą będą szczęśliwi. Z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. On musi żyć musi!
    Oni się tak kochają!
    Rozdział świetny tylko że smutny że aż się popłakałam ;(
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Marco musi z tego wyjść, po prostu musi.! Nie może zrobić tego Zuzie. Eh... że też jakiś głupek musiał zjechać na jego pas... Ale wierzę w to że wszystko dobrze się skończy. :)
    Czekam na następny.!
    Pozdrawiam.!

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedactwa, bardzo współczuję Marco i Zuzi :-( on musi wydobrzeć!
    Dodaj jak najszybciej kolejny :-* buziaki :-*

    OdpowiedzUsuń
  7. Marco :(
    Ma nadzieję, że wyjdzie z tego i będą z Zuzą szczęśliwi.

    Zapraszamy na odcinek 6 ! ;D

    Und wenn du irgendjemand magst, sag es am besten gleich.
    www.diespannungsteigt.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. jeeeej biedny Marco:(
    Mam nadzieję, ze sie wybudzi jak najszybciej.
    Czekam na nn:)
    Pozdrawiam:**

    OdpowiedzUsuń
  9. niech się już budzi no:(
    Współczuje:(
    Pozdrawiam:**
    http://bvb-mojamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Ohh.. Marco obudź się! :(
    Oby wszystko było dobrze :)
    Świetny rozdział!
    Czekam na kolejny i zapraszam do mnie! :D

    OdpowiedzUsuń