niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 42

Jak każdą sobotę Zuza spędzała na porządkowaniu całego mieszkania. Wspólne mieszkanie z facetem wiązało się z wielkim bałaganem. Marco jak przystało na każdego młodego mężczyznę, nie przywiązywał zbytnio uwagi do czystości swojego wielkiego apartamentu. Polka walczyła z nawykami Reus`a, jednak rzadko kończyło się to zwycięstwem szatynki. Po kilkugodzinnych porządkach, napisała wiadomość do przyjaciółki w celu spotkania się w domu Reus`a. W odpowiedzi otrzymała telefon z potwierdzeniem przyjścia. Zuza przygotowała się do przyjścia przyjaciółki, przebrała się oraz poprawiła makijaż. Będąc w kuchni, przygotowała dwa kieliszki oraz butelkę czerwonego wina i oczekiwała przyjścia przyjaciółki. Musiała z kimś szczerze porozmawiać. Coraz bardziej niepokoiło ją zachowanie swojego ukochanego. Marco od kilku dni chodził poddenerwowany, zaczynał kłótnie z byle jakiego powodu. Późne powroty do domu również dawały powody do zmartwień. Obawiała się, że chłopak może ukrywać przed nią najgorsze. Bała się, że blondyn ją zdradza.
Gdy tylko w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka, Polka szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi. Od progu zastała rozpromienioną przyjaciółkę. Zdecydowanie związek z Goetze służył jej. Zuza wymusiła się na lekki uśmiech, jednak na jej twarzy dalej widniał smutek i troska. Lena od razu poznała, że coś gryzie przyjaciółkę, nie czekając na zaproszenie przekroczyła próg mieszkania i skierowała swoje kroki w stronę salonu, gdzie zajęła miejsce na kremowej, dwuosobowej sofie. Zaraz za nią w pomieszczeniu pojawiła się Zuzka, która zajęła miejsce obok. Nie czekając na nic, zapytała o powód jej trosk. Szatynka nigdy nie lubiła obarczać swoimi problemami innych. Była typem osoby, który najpierw dbał o innych niż o siebie. Jednak tym razem, musiała się komuś wyżalić.
- Boję się, że Marco mnie zdradza. - wyznała lekko drżącym głosem i wprawiła w osłupienie swoją towarzyszkę.
- Że co? Co ty wygadujesz Zuza. Marco? Nie możliwe! Przecież on kocha cię jak szalony!
- Ciągle się kłócimy, znika wieczorami, dostaje jakieś sms`y po czym od razu wychodzi z mieszkania! Jak inaczej mogę to wytłumaczyć?!
- Może jest zdenerwowany bo ma problemy w klubie, przez to złość wyładowuje na tobie?
- A sms`y? Tajemnicze telefony?
- Może szykuje dla ciebie jakąś niespodziankę? Wakacje w Hiszpanii albo inny romantyczny wyjazd.
- Boję się, że prawda jest inna...
- Zuza posłuchaj mnie. Marco kocha cię najmocniej na świecie. Poza tobą świata nie widzi! Musiałby być skończonym kretynem, żeby zdradzić tak cudowną dziewczynę jaką ty jesteś. Jestem w 100% przekonana, baa, w 200%, że cię nie zdradza. - widząc, że jej słowa nie bardzo przekonują Polkę a wręcz przeciwnie, jest bliska płaczu, przysunęła się bliżej przyjaciółki i przytuliła ją - Maleńka, nie płacz. Wszystko się ułoży. Zobaczysz. Jeszcze będziemy się z tego śmiać na starość. - Lena próbowała na wszystkie sposoby podnieść na duchu znajomą.
Nieskazitelną ciszę w pomieszczeniu przerwał dźwięk przychodzącego sms`a do szatynki. Zuza wyswobodziła się  z ramion przyjaciółki i zabrała się za czytanie wiadomości. Po przeczytaniu, kąciki ust lekko podniosły się do góry. Zaciekawiona przyczyną zmiany nastroju przyjaciółki nie czekała i od razu zapytała o zmiane jej humoru.
- Marco napisał sms`a, tylko posłuchaj - wzięła głęboki wdech i zaczęła czytać wiadomość - Kochanie, przepraszam za moje zachowanie. Ostatnio nie byłem sobą. W ramach przeprosin zapraszam cię na kolację dziś wieczorem. Mam nadzieję, że nie masz planów. Bądź gotowa o 19. Kocham cię.
- No widzisz, nie miałaś powodów do zmartwień.
- Może masz racje - szatynka po raz pierwszy od początku wizyty przyjaciółki uśmiechnęła się szczerze.
Dopiero teraz emocje opadły. Wypuściła głośno powietrze i zaśmiała się. Zaśmiała się z własnego zachowania. Jak mogła przypuszczać, że facet jej marzeń zdradza ją?
Polki rozmawiały jeszcze ponad godzinę o typowo damskich tematach, jak na przykład wybór kreacji na dzisiejszą kolację Zuzy i Marco. W pewnym momencie rozległ się dzwonek. Szatynka niechętnie skierowała swoje kroki w stronę drzwi wyraźnie zdenerwowana przerwaniem rozmowy z przyjaciółką. Przed wejściem spotkała kuriera i po złożeniu podpisu zaraz pożegnała się z mężczyzną. Wróciła do salonu gdzie jej powrotu niecierpliwie oczekiwała Lena. Zdziwił ją widok przyjaciółki maszerującej w wielką, brązową kopertą. Zuza ostrożnie oderwała koniec koperty aby nie uszkodzić jej zawartości. Przesyłka składała się z srebrnej płytki i małej, białej koperty. Wyciągnęła z niej list, i wzrokiem zaczęła błądzić po jego treści, Momentalnie, cała zadrżała. Samo wspomnienie tego imienia przyprawia ją o obrzydzenie i dreszcze. Z wrażenia upuściła liścik i ze zdenerwowanie zaczęła otwierać plastikowe opakowanie płyty.
- Zuza? - zapytała niczego nieświadoma Lena. Z osłupieniem wpatrywała się w przyjaciółkę, która w tym momencie zapomniała o jej istnieniu. Zignorowała jej pytanie i dalej walczyła z opakowaniem, którego pod wypływem emocji nie mogła otworzyć. Polka podniosła z podłogi białą kartkę i zaczęła czytać:

Nigdy o Tobie nie zapomnę... Ani Ty o mnie Skarbie.
Miłego oglądania, Thomas.

Lenę na samo wspomnienie tego imienia i wydarzeń związanych z tym człowiekiem zalała fala gorąca. Po jej głowie chodziły pytania, jakim cudem będą w więzieniu może uprzykrzać im życie. Czy już niewystarczająco dużo złego zrobił?
Wzrok z kartki przeniosła na Zuzę, która umieszczała płytę w odtwarzaczu. Po chwili z pilotem w dłoni usiadła obok niej. Szatynka nerwowo stukała palcami w plastikowe elementy przedmiotu. Przecież ten człowiek to przeszłość. Powinna być już bezpieczna. Dokładnie, powinna być.
Na ekranie plazmowego telewizora pojawiła się data: 19 lipca. Zuza nerwowo wróciła pamięcią do tamtego dnia. Dopiero po chwili ją olśniło. Urodziny Kevina. I jego impreza.
Nagle napis zniknął a w jego miejsce pojawił się film. Podeszła kilka kroków w stronę telewizora, gdyż jakość nagrania nie była zbyt dobra. Rozpoznała Svena, Matsa, solenizanta, Roberta, Kubę... i Marco! Marco i jakąś półnagą blondynkę siedzącą na jego kolanach i uwodzącą go. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Czuła jak łzy, jedna po drugiej spływają po jej rozgrzanych policzkach. Blondynka wstała i ruszyła z Reus`em do innego pomieszczenia.
Ujęcie kamery zmieniło się. Na filmie drzwi uchyliły się i do pomieszczenia weszli Marco i ta kobieta. Blondynka dalej prowadziła za sobą Marco. Stanęli przy łóżku, gdzie kobieta zaczęła nachalnie całować blondyna. Jakby drocząc się z nim, popchnęła go a ten wylądował na łóżku. Usiadła okrakiem i dalej kontynuowała czułości. Blondyn nie przeszkadzał jej. Zdzierał z niej resztki ubrań.
Lena natychmiast włączyła pauzę. Wiedziała do czego zmierza to nagranie. Podbiegła do przyjaciółki, która w tym momencie wpatrywała się tępo w zatrzymany obraz. Przytuliła się do Leny i wybuchła płaczem. Momentalnie jej życie zostało pozbawione jakiegokolwiek sensu. Nie mogła pojąć, dlaczego... Dlaczego Marco dopuścił się zdrady? Dlaczego szukał przyjemności u innej kobiety? Spojrzała jeszcze raz ekran telewizora i zrobiło jej się niedobrze. Wyrwała się z uścisku przyjaciółki i pobiegła do łazienki. Nachyliła się nad sedesem i zwymiotowała. Zaraz do pomieszczenia wbiegła zdenerwowana stanem przyjaciółki Lena. Ze współczuciem spojrzała na szatynkę, która usiadła załamana pod ścianą i znowu zaczęła płakać.
- Dobrze się czujesz?
- To tylko zatrucie pokarmowe, od tygodnia wymiotuję. Przejdzie mi. - kolejna fala mdłości nawiedziła szatynkę i po raz kolejny zwymiotowała.
- Od tygodnia? Może to nie jest zatrucie pokarmowe. - zaczęła niepewnie spoglądając na przyjaciółkę. Ta podniosła głowę i załzawionymi oczami wpatrywała się w Lenę. - Kiedy ostatnio miałaś okres?
- Ponad miesiąc temu. - po chwili dodała - Nie sądzisz, że jestem...
- W ciąży? - dopowiedziała za Zuzę przyjaciółka. W oczach sztynki malowało się coraz większe przerażenie. Nie była gotowa na macierzyństwo. Na pewno nie w tej chwili, gdy jej związek przestał istnieć. - Masz w mieszkaniu jakiś test ciążowy?
- Łazienka na piętrze, w mojej szafce z kosmetykami... - powiedziała ściszonym, drżącym głosem. Po chwili Lena wróciła z małym opakowaniem, od którego teraz zależała przyszłość młodej Polki. Zamknęła się w łazience i dokładnie przeczytała instrukcję. Wykonała wszystkie polecenia i teraz nie pozostało jej nic innego jak czekać. Każda minuta dłużyła się niemiłosiernie. Po odczekaniu określonego czasu, zawołała Lenę. Drżącą ręką podała jej test i poprosiła, aby odczytała wynik. Polka spojrzała na test a następnie na Zuzę. W jej oczach malowało się niedowierzanie połączone z niepewnością.
- Zuza...



_______________________________________________________________________




Witam po długiej przerwie :)
Jest mi okropnie przykro, że tyle musiałyście czekać na nowy rozdział... Niestety, nie potrafiłam pogodzić nauki z pisaniem. W tym roku mam bardzo ważny egzamin zawodowy i muszę się do niego solidnie przygotować.
Rozdział nie zachwyca ani jakością, ani długością ale jest ;) Mam nadzieję, że nie zapomniałyście o tym opowiadaniu. Zaraz zabieram się do nadrabiania zaległości na Waszych blogach :*

Z okazji zbliżających się Świąt, chciałabym życzyć Wam, moje drogie czytelniczki, dużo zdrowia, szczęścia, miłości, masy prezentów pod choinkę i szczęśliwego Nowego Roku ;) No i oczywiście udanej zabawy sylwestrowej :)

Pozdrawiam Was gorąco :*

niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział 41

- Lena i Mario!? Co wy...? - zapytała, a raczej wykrzyczała blada jak ściana Zuza. Stanęła w drzwiach i z niedowierzaniem wpatrywała się w dwójkę przyjaciół pozbawionych jakichkolwiek ubrań. Ich bluzki i spodnie były porozrzucane po całym pomieszczeniu tworząc wielki bałagan.
- Zuza bo my... - zaczął niepewnie Mario, ale zaraz jego odpowiedź przerwała mu szatynka:
- Stop! 5 minut i widzę was w salonie! W ubraniach! - wykrzyczała i zatrzasnęła za sobą drzwi. Do jej uszu dobiegł cichy chichot przyjaciółki. Już miała wrócić do sypialni i wygadać przyjaciółce co sądzi o jej schadzce z Goetzem, ale usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Szybko zbiegła po drewnianych schodach i nie czekając ani chwili dłużej, przytuliła się do blondyna. Chłopak na początku zdezorientowany, odwzajemnił gest ukochanej chowając jej drobne ciało w swoim uścisku. Oderwała się od niego na chwile aby wpić się z zachłannością w jego usta. Chłopak objął ją w pasie i przyciągnął do siebie, mocno jakby bał się, że ktoś ją porwie. Dopiero teraz mogła odetchnąć z ulgą. W myślach karciła się, że posądziła Marco o zdradę.
Wciąż poddenerwowana, poszła z blondynem do salonu, aby na spokojnie wytłumaczyć mu sytuacje sprzed niespełna 10 minut. Chłopak z uwagą wysłuchiwał słów dziewczyny, a na sam koniec wybuchł donośnym śmiechem:
- Marco, to nie jest śmieszne. Bałam się, że to ty! - ze łzami w oczach powiedziała Zuza.
- Kochanie, nigdy bym ci tego nie zrobił. Słyszysz? Jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu. - zapewniał ją blondyn, przy tym czule całując. - Zresztą, specjalnie zostawiłem ich sam na sam - dopowiedział z chytrym uśmieszkiem.
- Słucham? Chciałeś ich zeswatać? Ty? - wciąż nie dowierzała kobieta.
- Mario cały czas opowiadał mi, że Lena mu się podoba. Jaka to cudowna, śliczna, urocza. Bla, bla, bla. - skwitował z uśmiechem na twarzy pomocnik. - No więc pomogłem miłości.
- W sumie, Lenka też opowiadała ciągle o Mario. Ale przecież, gdy tylko znajdą się w jednym pomieszczeniu bez przerwy się kłócą! I gdzie tu logika? - Zuza przerwała w połowie słowa, gdyż w drzwiach pojawili się kochankowie. Ze spuszczonymi głowami usiedli naprzeciwko gospodarzy i milczeli. Pierwsza ciszę przerwała Lena:
- Słuchajcie, bo my ten... - dziewczyna nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa. Na szczęscie z pomocą przyszedł jej Mario:
- Kotku, pozwól. Ja i Lenka, co by dużo gadać jesteśmy razem - odparł na jednym tchu chłopak. Lena widząc wciąż zdziwioną twarz Zuzy lekko się uśmiechnęła. Jedynie Marco, na twarzy którego widniał promienny uśmiech, starał się rozluźnić atmosferę:
- No stary, nie było mnie może 30 minut a tutaj takie zmiany. No postarałeś się.
- Co się wydarzyło przez te 30 minut? - zapytała pełna powagi po chwili milczenia Zuza. Mario spojrzał na Lenę. Dziewczyna pokiwała twierdząco głową. Goetze wziął głęboki oddech i z powrotem zwrócił się do Polki:
- No to więc było tak...


~ pół godziny wcześniej ~


Dwóch młodych Niemców, Marco Reus i Mario Goetze, jak każde popołudnie spędzali w swoim towarzystwie rozkoszując się chmielnymi napojami i grą Fifa. Po wyczerpujących treningach, jakie każdego dnia serwował im trener Klopp, piłkarze odpoczywali i analizowali przygotowania do zbliżającego się finału Ligi Mistrzów. Całe dnie podporządkowywali pod zbliżający wielki mecz.
Rozgrywali właśnie jeden z wielu meczy przeciwko Realowi Madryt, który miał być ich prawdziwym rywalem podczas konfrontacji w finale, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Właściciel domu niechętnie podniósł się z wygodnej sofy i ruszył w stronę wyjścia z domu. Wpuścił gościa i skierował swoje kroki do salonu, gdzie niecierpliwie powrotu przyjaciela oczekiwał Mario. Wraz z przyjacielem do pomieszczenia weszła Lena. Na jej widok na twarzy Niemca pojawił się grymas:
- Serio Fifa? Nie macie nic ciekawszego do roboty? - zapytała sarkastycznie.
- Też się cieszę, że cię widzę. - odparł równie entuzjastycznie Mario. Widząc, że Lena szykuje się do kontrataku, Marco uprzedził nieuniknioną kłótnię:
- Napijesz się czegoś? Herbaty, soku?
- Poproszę sok, najlepiej pomarańczowy. - Marco zniknął za ścianą a dziewczyna wygodnie rozsiadła się dokładnie na samym końcu sofy, jak najdalej od Goetzego. Wyciągnęła z torebki telefon i zaczęła przeglądać portal społecznościowy. Cisza i spokój nie trwała długo. Względnie spokojną atmosferę przerwał Niemiec:
- Długo zamierzasz tutaj siedzieć? - spytał nie odrywając oczu od telewizora.
- Tak długo jak będę chciała - odpowiedziała ze spokojem szatynka. Zabolały ją słowa piłkarza, ale za nic w świecie nie pokaże światu, że przejmuje się opinią innych osób. Usłyszała kroki zbliżającego się blondyna i odetchnęła z ulgą. Przynajmniej teraz nie będzie musiała rozmawiać z przemądrzałym Goetze. Za futryny wyłoniła się głowa Reus`a:
- Słuchajcie, w lodówce jest pustka. Skoczę szybko do sklepu po zakupy, bo pewnie zostaniecie na kolacje. Wy w tym czasie spróbujcie się nie pozabijać - jak szybko się pojawił tak zniknął. Zaraz usłyszeli głośne trzaśnięcie drzwiami i ryk odpalanego silnika.
- Marco, nie zostawiaj mnie z nim samej. - wykrzyczała do Reus`a a raczej sama do siebie. Westchnęła ciężko i opadła zrezygnowana na sofę. Spojrzała w stronę chłopaka, który uważnie się jej przyglądał:
- Czego? - warknęła.
- Nie wytrzymasz ze mną sam na sam? Boisz się, że ulegniesz mojemu urokowi? - zapytał cały czas uśmiechając się Mario.
- Dobre żarty. Boję się, że twoja głupota przejdzie na mnie! - odparła zadowolona Polka.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. - chłopak postanowił ignorować komentarze kobiety i skupić się na graniu.
Dziewczyna znudzona dotychczasowym zajęciem zaczęła przyglądać się poczynaniom Niemca. Była to dla niej czarna magia, tak jak prawdziwe mecze. Po kolejnym jęku niezadowolenia stwierdziła, że Mario nie potrafi grać.
- Może ty lepiej grasz?
- Pewnie, że potrafię grać. - próbowała udawać poważną - Tylko podaj mi to coś czarne, co trzymasz w dłoniach - chłopak uśmiechnął się pod nosem i posłusznie podał jej drugi wolny przedmiot.
- To jest pad. - dodał rozbawiony.
- No dobra, podaj mi pada, pasuje? A teraz gramy.
- No weź. Usiądź koło mnie, przecież nie gryzę. - wskazał delikatnie ręką wolne miejsce koło siebie. Dziewczyna niechętnie posłuchała chłopaka i usiadła obok niego. Do jej nozdrzy dostał się zapach intensywnych perfum piłkarza, ich ramiona stykały się powodując na jej skórze delikatną gęsią skórkę. Oddech natychmiast przyśpieszył, serce zaczęło walić mocniej, ale ona próbowała kontrolować swoje ciało.
Prawda jest taka, że chłopak stał się dla niej kimś więcej niż obiektem kłótni. Z dnia na dzień zakochiwała się w nim coraz mocniej, chociaż nie chciała przyznać się nikomu. Pragnęła, żeby to on wykonał pierwszy krok. Jej duma nie pozwoliła walczyć o żadnego chłopaka.
Wzięła czarny przedmiot i próbowała poznać zasady funkcjonowania jakiegokolwiek przycisku. Mario przyglądał się jej poczynaniom z uśmiechem na twarzy. W końcu postanowił zlitować się nad dziewczyną. Objął ją delikatnie ramieniem i pomógł ułożyć w jej dłoniach. Powoli zaczął tłumaczyć kobiecie zasady działania przycisków. Uruchomił grę i pokazywał jak zachowują się, biegają i strzelają wirtualni zawodnicy. Pozwolił nawet strzelić Lenie do swojej bramki.
- Widziałeś? Zdobyłam gola - wykrzyczała uradowana. Odwróciła głowę w stronę swojego towarzysza. Ich twarze dzieliły tylko centymetry. Czuli swoje oddechy na skórze. Mario pochylił się i delikatnie musną jej usta. Odsunął się i czekał na jej reakcje. Spodziewał się krzyków i rękoczynów. Ale Lena uśmiechnęła się i pocałowała Niemca. Chłopak ze zdwojoną siłą oddał pocałunek.. Jego ręce błądziły po ciele Polki. Przerwali na chwile czułości i spojrzeli głęboko w oczy. Oboje wiedzieli, czego chcą. Ruszyli w stronę sypialni Marco i Zuzy, całując się przy tym cały czas.
Ta dwójka jest jak dynamit. Niszczycielki, groźny. Ich uczucie wybuchło ze zdwojoną siłą. Spragnieni swojej miłości, zapomnieli jak jeszcze przed chwilą obdarowali się wzajemnie obelgami.
Dotarli do sypialni, gdzie dali upust swojemu uczuciu...


- ... no to było mniej więcej tak. - skończył swój monolog Mario
- No pięknie. A myślałam, że skończyłaś podrywać chłopaków tą metodą - zaśmiała się głośno Zuza. Podeszła do przyjaciółki i przytuliła się do niej. - Ty mój kochany głupku. Cieszę się, że w końcu znalazłaś normalnego faceta.
- Uwierz mi, ja też się cieszę. - odparła Lena i spojrzała w stronę Mario, do którego posłała buziaka w powietrzu.
- Ej, Marco. A ty mnie nie przytulisz? - zapytał ze smutkiem w głosie Goetze.
- Skończyły się te czasy, kiedy to ja robiłem za przytulankę. - odparł zadowolony blondyn.
- Ostatni raz? Weź nie daj się prosić.
- No dobra. - cała ta sytuacja wywołała napad śmiechu u pań. Po chwili i one dołączyły do swoich ukochanych tworząc wielkiego, grupowego niedźwiadka.
Reszta wieczoru przepłynęła w świetnej atmosferze. Zakochani żartowali, śmiali się a co najważniejsze - cieszyli się obecnością najbliższych.



_____________________________________________________________________




Witam po długiej przerwie :) Ogrom nauki i brak weny skutecznie uniemożliwił mi pisanie. Z ledwością napisałam ten rozdział, nad którym siedziałam przeszło tydzień ;/
Przekazuję w Wasze ręce nowy rozdział - zdaję sobie sprawy, że nie jest on najlepszej jakości ale mam nadzieję, że chociaż Wam się podoba. Osobiście nie jestem z niego zadowolona...
Nie wiem, kiedy dodam następny... Chciałabym się jakoś zrekompensować za tą długą przerwę, ale nie mogę obiecać, że następny rozdział ukaże się w terminie.
Nie przynudzam więcej, życzę miłego czytania, a jeśli Wam się podoba, zostawcie po sobie komentarz :*

Pozdrawiam :*

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 40

Kilka miesięcy później...


Maj zaskoczył wszystkich Dortmundczyków piękną pogodą. Słupki rtęci w termometrach dzień w dzień przekraczały 25 stopni. Słońce swoimi promieniami oświetlały każdy zakątek miasta dlatego na próżno było szukać cienia, który chociaż na chwilę złagodziłby skutki długotrwałych upałów. Całe miasto tętniło życiem. Atmosfera związana ze zbliżającym się finałem ligi mistrzów z udziałem miejscowego klubu udzielała się każdemu mieszkańcowi. Nawet osoby, które nie darzyły piłki nożnej dużym entuzjazmem, dzięki licznym bilbordom i reklamą były dobrze poinformowane o zbliżającym się święcie każdego kibica i piłkarza.
Zawodnicy pod czujnym okiem Jurgena Kloppa trenowali każdego dnia. Wszystkie myśli koncentrowali wyłącznie na zbliżającym się finale. Można pokusić się o stwierdzenie, że klubowa szatnia i murawa stała się ich nowym domem.
Marco Reus, który niedawno wznowił treningi z piłką, każdą wolną chwile spędzał na treningu. Zuza, której coraz bardziej brakowało chłopaka, próbowała go zrozumieć i wspierać. Dobrze wiedziała, że pragnie wrócić do swojej świetnej formy sprzed wypadku, jednak coraz bardziej obawiała się o jego zdrowie. Długie godziny spędzone na siłowni i murawie musiały w końcu dać o sobie znać. Próbowała przemówić chłopakowi do rozumu, jednak każda próba kończyła się namiętnie spędzoną nocą w łóżku. Nie potrafiła odmówić czułością Marco, tym sposobem chłopak temat swoich treningów odkładał na później. Wiedział, że słodkie słówka i czułości długo nie będzie przynosić korzyści i przeczuwał, że Zuza zrobi mu za niedługo poważną kłótnię. Tak jak dotąd, zamierzał cieszyć się rajską sielanką a o problemach myśleć dopiero jutro. Sielanka, jaką było wspólne mieszkanie z dziewczyną było mu zdecydowanie na rękę. Codziennie rano, napawał się widokiem uroczej ukochanej, zajadał się pysznymi śniadankami i obiadkami wykonanymi wspólnymi siłami a wieczorami, delektował się każdą chwilą z Zuzą w ramionach.
Ich związek z dnia na dzień stawał się coraz bardziej trwalszy. Przeżyli atak psychopaty, inwazje natarczywych dziennikarzy a nawet niespodziewaną wizytę rodzinki Zuzy. Podczas krótkich, aczkolwiek bardzo "dotkliwych" odwiedzin, chłopak wielokrotnie zmuszany był do poważnych rozmów z ojcem szatynki. Dowiedział się, jakich obrażeń może spodziewać się, gdy tylko skrzywdzi jego ukochaną córeczkę. Po pierwszej z nich, bał się zasnąć w nocy. Świadomość, że ukochany tatuś smacznie śpi za ścianą przerażała go. Wraz z następnymi rozmowami, zapewniał go, że kocha Zuzę najbardziej na świecie oraz, że przemoc fizyczna nie będzie konieczna. Siwiejący mężczyzna przyjmował te wiadomości ze stoickim spokojem. Nawet bilety na mecz Borussii nie wywołały na jego twarzy jakichkolwiek pozytywnych emocji. Marco z utęsknieniem wyczekiwał czwartku. Wtedy to przyszła rodzina miała opuścić jego ojczyznę. Chłopak mimo wszystko bardzo polubił ją. Z braćmi Zuzy mógł wymieniać uwagi dotyczące każdej dyscypliny sportowej, jej mama swoją życzliwością i wypiekami kuchennymi zdobyła jego serce a z małym bratankiem rozumiał się najlepiej. Miał już doświadczenie w opiece nad dziećmi, dlatego wiedział jak zaskarbić sobie jego miłość.
W dzień wyjazdu, w domu Reus`a panował chaos. Każdy gdzieś biegał za czymś, chowając do walizek swoje ubrania, czy inne przywiezione rzeczy. Z ledwością zdążyli na samolot lecący do Polski. Nie minęło 5 minut, a spikerka wezwała pasażerów lotu do Krakowa. Zuza zaczęła żegnać się z rodzicielką i braćmi, a do Marco podszedł jej ojciec. Chłopak nerwowo przełknął ślinę, a jego serce momentalnie zaczęło bić szybciej, jak podczas wykonywania rzutu karnego. Mężczyzna widząc zakłopotanie młodego Niemca, pierwszy raz od przybycia do zachodnich sąsiadów, uśmiechnął się wprawiając blondyna w jeszcze większą niepewność. Położył swoją dłoń jego ramieniu i rzekł:
- Teraz wiem, że Zuza będzie z tobą szczęśliwa. Nie zmarnuj swojej okazji, ta dziewczyna jest wyjątkowa chłopcze - uśmiechnął się po raz kolejny tego dnia, a widząc ciągłe zakłopotanie Marco dodał: - Nie sądzisz chyba, że ot tak zgodziłbym się na wasz związek. Musiałem przylecieć i przekonać się, czy na prawdę jesteś taki cudowny, jak to ciągle Zuza mówiła o tobie. I muszę stwierdzić, że nie pomyliła się. - na twarzy blondyna pojawił się lekki uśmiech. Pożegnał się z resztą rodziny i mógł ze spokojem wracać do swojego mieszkania wraz z ukochaną.
Marco z uśmiechem na twarzy wspomina tą wizytę. Teraz dopiero ma pewność, że nic nie stanie im drodze do szczęśliwego związku



*****



Jak każdego dnia, Zuza z samego ranka wybrała się do ośrodka treningowego Borussii. Tylko tym razem, Klopp postanowił zlitować się nad podopiecznymi i dał im dzień wolnego. Niestety, Polka nie mogła skorzystać z tego przywileju i wraz z zarządem musiała wybrać zdjęcia do nowej kampanii o drużynie. Zawalona plikami dokumentów i stertą zdjęć, spędziła kilka godzin w towarzystwie najważniejszych osób z klubu. Dopiero po godzinie piętnastej, poczuła świeże powietrze i promienie słoneczne na swojej twarzy. Bez wahania skierowała się w stronę samochodu, a zaraz potem w kierunku mieszkania. Droga minęła jej bardzo szybko, bez zbędnych postojów w ulicznych korkach. Równo jak na zegarze w samochodzie wybiła godzina szesnasta, szatynka zaparkowała pojazd przed domem blondyna. Swoje kroki skierowała od razu do drzwi wejściowych. Przekroczyła próg i przywitała ją cisza. Rozejrzała się po salonie, kuchni ale nigdzie nie znalazła ukochanego.
- Marco? - zapytała, ale nie uzyskała odpowiedzi. Rozejrzała się jeszcze raz po pokojach i jej oczom rzucił się czerwony, damski but. Była pewna, że to nie jej własność. W sercu Zuzy pojawił się niepokój, a ręce zaczęły drżeć. Niepewnie skierowała się w stronę schodów, przy których leżało obuwie. Z każdym krokiem coraz bardziej się bała tego co może ujrzeć. Do jej uszu zaczęły dochodzić odgłosy, które mogły oznaczać tylko jedno. W kącikach oczu zaczęły zbierać się łzy. Zacisnęła mocno powieki, aby żadna z nich nie wydostała się bladą twarz. Uchyliła lekko niedomknięte drzwi. To co zastała, wprowadziło ją szok i niedowierzanie:
- Lena ?! I ....


______________________________________________________________________



Dodałam rozdział ale nie jestem z niego zadowolona. Krótki i o niczym ... Wybaczcie.
Szkoła wysysa ze mnie jakiekolwiek pomysły na rozdziały.
Mam nadzieję, że mimo wszystko przeczytacie moje wypociny i zostawicie po sobie komentarz.
Zbliżamy się do końca tego opowiadania. Zostało 3, może 4 rozdziały i kończę tą historię. Dlatego mam pytanie: czy chciałybyście nowe opowiadanie? Mam już nawet pewien pomysł, ale to nic pewnego.
Zostawiam Was z nowym rozdziałem, życzę udanej niedzieli i reszty tygodnia :D

Pozdrawiam :*

wtorek, 8 października 2013

Rozdział 39

Dwa tygodnie później...


Dni spędzone przez Marco w szpitalu dłużyły się niemiłosiernie. Chłopak zamknięty w czterech, białych ścianach, przez całe dnie wsłuchiwał się w dźwięki wydobywające się z aparatury. Jedyną odskocznią od tej rutyny były odwiedziny znajomych i ukochanej. Przyjemność sprawiały mu zwłaszcza wizyty Zuzy, wtedy to mógł napawać się widokiem rozpromienionej i szczęśliwej dziewczyny. Opowiadała mu każdy szczegół z czasów, gdy pogrążony był w głębokim śnie. Poznał całą historię związaną z Thomasem. Wiedział, że teraz czekają ich długie rozprawy sądowe, na których ich wspólny oprawca otrzyma zasłużoną kare. Czuł się winny, że Zuza była narażona na takie niebezpieczeństwo. Jego honor ucierpiał bo nie mógł obronić miłości swojego życia przed niebezpieczeństwami. Każdy zapewniał go, że nie może się obwiniać za te wydarzenie, jednak chłopak był nieugięty w swoich przekonaniach. Nawet mocne argumenty usłyszane z ust Zuzy nie przekonywały chłopaka.
W dzień otrzymania wypisu ze szpitala, blondyna przepełniała radość i energia. Ze zniecierpliwieniem wpatrywał się we wskazówki, które leniwie poruszały się po tarczy zegara. Z utęsknieniem wyczekiwał godziny piętnastej, kiedy to przez drzwi szpitalnej sali pojawi się lekarz z wypisem oraz ukochana. Do odzyskania pełnej wolności brakowało mu 3 godzin. Ułożył się wygodnie na łóżku i zaczął rozmyślać. O swojej przyszłości z Zuzą. Wiedział, że jest najszczęśliwszym facetem na ziemi mając u boku taką wspaniałą dziewczynę. Gdyby ktoś mu kiedyś powiedział, że się zakocha - wyśmiałby go. Ale tak to już bywa z miłością. Nawet nie wiesz kiedy przyjdzie. Wystarczy jedno spojrzenie, jedno słowo i wpadniesz w sidła tego uczucia. I tak było w przypadku Reus`a : gdy tylko pojawiła się na murawie, przykuła jego wzrok. Pragnął godzinami zatracać się w obłędnie niebieskich oczach szatynki, słuchać bajkowego głosu ukochanej, podziwiać piękno jej ciała i duszy. Zakochał się po uszy w dziewczynie.



*****



Poczuł coś ciepłego i aksamitnie delikatnego na swoich wargach. Otworzył leniwie oczy i zobaczył pochylona nad nim Zuzę. Uśmiechnął się i odwzajemnił pocałunek ze zdwojoną siłą. Ujął jej twarz w swoje dłonie i delikatnie pieścił opuszkami palców. Poczuł, jak mięśnie na jej twarzy napinają się i tworzą delikatny uśmiech. 
- Możesz mnie tak budzić codziennie - powiedział, a na jego twarzy pojawił się zalotny śmieszek. Powoli odzyskiwał siły i wracał stary Marco.
- Pomyślimy nad tym, teraz marsz do łazienki a ja pójdę po doktora. - odwzajemniła gest i jeszcze raz pocałowała chłopaka. Blondyn posłusznie udał się do łazienki i przebrał się w ubrania, które od kilku dni czekały w szafce, aż w końcu Marco będzie mógł wyjść ze szpitala. Ubrał się i z powrotem usiadł na łóżku. Chcąc nie chcą musiał przyznać, że za nim będzie tęsknił. Swoją wygodną umilił mu pobyt w szpitalu. Zaraz w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta Zuza z lekarzem. Pogawędzili jeszcze przez chwilę a następnie blondyn opuścił mury budynku. Zaraz po wyjściu oślepił ich błyski fleszy. Tuziny fotografów zebrały się przed budynkiem aby pokazać całym Niemcom całego i zdrowego Marco Reus`a i jego ukochaną, której świat jeszcze nie poznał. Chłopak uśmiechnął się, objął Zuzę ramieniem i skierował się w stronę pojazdu zaparkowanego przez ukochaną. Spojrzał w jej stronę, kobieta była lekko zdezorientowana i speszona całą sytuacją ale pocałunek otrzymany od Marco podniósł ją na duchu. Krzyki fotoreporterów w tym momencie docierały do nich ze zdwojoną siłą, ale zakochani odpowiadali na nie wyłączne uśmiechami. Dopiero w samochodzie zaznali spokoju. Zapięli pasy i wyruszyli spod szpitala. Przez całą podróż Marco rozglądał się po mijanych ulicach, chcąc napawać się widokiem styczniowego Dortmundu. Zuza uśmiechała się pod nosem na widok uradowanego chłopaka, który zachłannie oglądał panoramę ukochanego miasta. Skupiona w pełni na prowadzeniu samochodu dotarła pod domu blondyna po niecałej godzinie. Wyszukała w torebce klucze i wręczyła je przed drzwiami chłopakowi. Ten zadowolony włożył je do zamka i przekręcił. Gdy tylko przekroczył próg, przywitali go najbliżsi znajomi z okrzykiem "niespodzianka" i uśmiechami na twarzy. Zdezorientowany na początku w końcu zaczął witać się z gośćmi. Porwany przez męskie grono zgubił Zuzę, której chciał podziękować za przyjęcie. Wiedział, że to jej sprawka. I właśnie za to ją kocha. Za jej oddanie najbliższym, pomoc innym. Była aniołem w ludzkiej skórze. Z dnia na dzień coraz bardziej ją kochał.


*****


Impreza powoli dobiegała końca. Nikt nie chciał narażać Marco na dodatkowe zmęczenie. O godzinie dwudziestej wszyscy opuścili posiadłość Reus'a i zostawili dwójkę zakochanych w samotności. Zuza krzątała się w kuchni myjąc talerze oraz inne naczynia a Marco zniknął gdzieś w wielkim mieszkaniu. Po chwili wrócił z małym pudełeczkiem. Objął delikatnie dziewczynę od tylu i zaczął składać na jej szyi delikatne pocałunki. Dziewczyna odłożyła na później czynności i oddała się czułością chłopaka. Odwróciła się w jego stronę i pocałowała go w usta. Chłopak zaprzestał i spojrzał w jej oczy. Przepełnione radością i szczęściem. Wyciągnął zza pleców pudełko i powiedział:
- Chciałem ci to dać wcześniej ale sama wiesz, że nie było okazji. Otwórz proszę- dziewczyna zgodnie z jego prośbą otworzyła pudełko a jej oczom ukazał się przepiękny naszyjnik. Zuza z wrażenia zaniemówiła, spoglądnęła na ukochanego i zapytała:
- Ale z jakiej okazji?
- Jak to? Miałaś urodziny. Chciałem ci go dać zaraz po twoim powrocie z Polski. - spoglądnął na dziewczynę, na policzkach której pojawiły się pojedyncze łzy - Nie podoba ci się? - zapytał przejęty.
- Nie Marco. On jest cudowny. Ty jesteś cudowny. Możesz? - wskazała dłonią na pudełeczko.
- Oczywiście - odparł i zabrał się za błyskotkę. Delikatnymi ruchami zawiesił naszyjnik na chudej szyi Zuzy. Poprawił włosy szatynki, które niesfornie układały się na jej plecach. Pocałował ją w szyje, czule muskając jej skórę. Dziewczyna pod wpływem jego ciepła lekko zadrżała. Marco delikatnie okręcił Zuzę i zobaczył mokrą od łez twarz - Dlaczego płaczesz kochanie?
- Bo nie mogę uwierzyć, że spotkało mnie takie szczęście jak ty.
- To uwierz, bo zamierzam spędzić z Tobą resztę życia. - odpowiedział czule po czym wpił się w usta szatynki. Dziewczyna odpowiedziała mu tym samym. Już po chwili ich języki zaczęły namiętnie tańczyć. Chłopak przyciągną ukochaną do siebie i jednym szybkim ruchem uniósł ją ponad ziemię. Z Zuzą na rękach zaczął kierować się w stronę sypialni. Po krótkiej przeprawie przez korytarze znalazł się we właściwym pomieszczeniu. Niczym głodny drapieżnik rzucił szatynkę na łóżko. Z zawadiackim uśmiechem kierował się w stronę posłania, na którym znajdowała się Zuza i czekała na jego kolejny ruch. Chłopak zaraz znalazł się koło niej i zaczął obdarowywać pocałunkami jej usta. Ubrania znikały z ich rozgrzanych ciał w mgnieniu oka, znajdując właściwe miejsce w kątach pomieszczenia. Marco podziwiał każdy skrawek ciała Zuzy, za którym stęsknił się. Delikatnie muskał każdy centymetr jej skóry, przyprawiając ją o przyjemne dreszcze. Po grze wstępnej stało się to czego oboje pragnęli. Krzyknęli i poczuli orgazm, który przeszył ich ciała. A potem kolejny i kolejny. Wyczerpani opadli na pościel, szybko dysząc:
- Marco o ile dobrze pamiętam, lekarz zabronił ci się przemęczać - rzekła po czym zaczęła się śmiać.
- Oj kochanie, to jest sama rozkosz dla mnie - uśmiechnął się zalotnie po czym wpił się w jej usta.
W końcu, zadowoleni usnęli w swoich ramionach oczekując następnego dnia. Nowych przyjemności i nowych problemów...



________________________________________________________________________



Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy gramatyczne i stylistyczne. Rozdział pisany przed szkołą na szybkiego :) Wybaczcie za opóźnienie, ale same rozumiecie... Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła ;) Stwierdzam, że moi nauczyciele od przedmiotów zawodowych zwariowali! Same sprawdziany, kartkówki i odpowiedzi... Nie wspomnę o reszcie przedmiotów... ;/ Czekam z niecierpliwością na ferie :D

Dziękuje za każdy komentarz pod rozdziałami. Dają mi one wielką motywację do pisania ;*
Mam nadzieję, że i pod tym wyrazicie swoją opinię ;*
Nie przynudzam więcej, życzę miłego czytania :)

Pozdrawiam :*

czwartek, 26 września 2013

Rozdział 38

- Marco on... - chłopak ze zdenerwowania zaczął się jąkać.
- Marco co?! - wykrzyczała wprost do telefonu.
- On, on... Zniknął!
- Jak to zniknął?! Mario co ty wygadujesz?? - szatynka nie mogła uwierzyć w słowa przyjaciela.
- Byłem dzisiaj u niego. O godzinie dwudziestej wróciłem do domu. Zorientowałem się, że zostawiłem w szpitalu telefon. Gdy wróciłem, jego łóżko było puste! Pytałem pielęgniarek, gdzie on jest ale żadna nie chciała mi powiedzieć! Musisz tutaj przyjechać - chłopak zaczął krzyczeć do słuchawki.
- 20 minut i jestem na miejscu. - powiedziała i rozłączyła się. Wszystkie pary oczu przebywające w samochodzie skierowane były w jej stronę. Zwróciła się w stronę kierowcy - Proszę nas zawieść na Johannesstraße - po czym swój wzrok skierowała w stronę przyjaciółki - Później ci wytłumaczę.
Samochód z piskiem opon wyruszył spod fabryki. Donośny dźwięk koguta policyjnego wypełniał opustoszałe ulice Dortmundu. Funkcjonariusz zgodnie z prośbą kobiety zawiózł ją pod szpital św. Marii. Zuza rzuciła krótkie "Dziękuje" i wybiegła jak poparzona z pojazdu. Przemierzała puste korytarze zostawiając daleko w tyle swoją przyjaciółkę. Jej serce waliło jak oszalałe, dobiegały do niej krzyki Leny ale ona była skupiona na celu swojej podróży. Zaraz znalazła się na właściwym piętrze, korytarzu. Przed salą zobaczyła chodzącego w kółko Mario. Podbiegła do niego i razem skierowali się w stronę pokoju przeznaczonego dla personelu szpitala. Bez pukania wtargnęli do pomieszczenia, gdzie przebywały pielęgniarki.
- Proszę stąd wyjść. Nie maja państwo uprawnień, żeby tu przebywać! - wykrzyczała grubym głosem kobieta, która swoim wyglądem przyprawiała o dreszcze. Niska i otyła pielęgniarka z wielkimi, okrągłymi okularami zaczęła kierować się w stronę dwójki przyjaciół. Mogła mieć z 50 lat, ale liczne zmarszczki na całej twarzy zdecydowanie dodawały jej wieku. Pod nosem zauważyli wielki, czarny pieprzyk, który swoimi gabarytami przyciągał wzrok ludzi. Bił od niej odór papierosów. Po raz pierwszy odkąd Marco leży w szpitalu, spotkali się z tą kobietą:
- Co się stało z pacjentem ze 111? Marco Reusem?
- A pani jest z rodziny? - jej szorstki głos nie zniechęcił Zuzy w otrzymaniu upragnionej informacji.
- Tak, jestem jego dziewczyną!
- Taaa, a ja jestem modelką - powiedziała głosem przepełnionym ironii kobieta. Zuza zdenerwowała się, już chciała wygarnąć niekulturalnej pielęgniarce ale uprzedził ją Mario:
- Chyba nie w tym wcieleniu. - wymamrotał pod nosem, ale zaraz spotkał się z surowym wzrokiem kobiety. Zrobił krok w tym i delikatnie stanął za przyjaciółką.
- Jak Pan śmie! Dzwonie po ochronę! - wykrzyczała i kłótnia rozpoczęła się na dobre. Do pokoju weszła jeszcze Lena, która nie mając pojęcia o co kłócą się jej znajomi dołączyła do niej i solidaryzowała się z Mario i Zuzką. Kłótnia przerodziła się w prawdziwą wojnę, brakowało tylko rękoczynów. Po chwili do pokoju wszedł zdenerwowany lekarz, na widok którego wszyscy zamarli. Zażądał wyjaśnień od obu pokłóconych stron. Uspokoił pielęgniarkę, która wyglądała, że z powodu wysokiego ciśnienia zaraz eksploduje. Zaprosił trójkę znajomych do swojego gabinetu, aby tam na spokojnie mogli porozmawiać. Nadal nikt nie wiedział, co się stało z Marco. Posłusznie poszli za ordynatorem, który na miejscu ruchem ręki kazał im usiąść na wolnych krzesłach. Na twarzy przyjaciół malowało się zdenerwowanie, strach. Każdy bał się, że usłyszy najgorsze. Ale gdy tylko zobaczyli uśmiech na twarzy sędziwego człowieka, zdezorientowani spoglądali na siebie.
- Pan Reus wybudził się ze śpiączki niecałą godzinę temu. Teraz przechodzi liczne badania aby stwierdzić, czy jego mózg nie został uszkodzony podczas wypadku. Zaraz po tym zostanie przeniesiony na inną sale. - posłał w stronę gości szczery uśmiech.
- Marco się wybudził?! Marco się wybudził! - wykrzyczała ze łzami w oczach Zuza i zaraz wpadła w ramiona swojej przyjaciółki,. Dołączył do nich Mario i razem stworzyli grupowy uścisk. Zapytali lekarza, gdzie znajdą teraz blondyna i zaraz wyruszyli pod wskazane miejsce. Skierował ich do nowej sali w której będzie przebywał blondyn. Mimo, że pora odwiedzin dawno minęła zrobił wyjątek i pozwolił im spotkać się z piłkarzem. Czekając na swojego chłopaka Zuza musiała opowiedzieć przyjacielowi dzisiejsze wydarzenia związane z Thomasem. Chłopak z początku zdenerwowany, w końcu zrozumiał jej decyzję. Zuza wreszcie poczuła, że wszystko co złe ma za sobą i teraz na nowo może cieszyć się z życia z ukochanym u boku. Po 30 minutach na sale wjechał wciąż słaby Marco. Widok przyjaciół i ukochanej od razu uskrzydlił go i dodał mu nowych sił. Czułością pomiędzy dwójką zakochanych nie było końca. Zatracając się w namiętnych pocałunkach zapomnieli o tym, że nie są sami na sali. Do ich uszu dochodziły śmiechy i żarty Mario i Leny:
- No co? - zapytał słabym i lekko rozbawionym głosem Marco. Na jego twarzy zaraz pojawił się śmiech, za którym wszyscy tęsknili.
- Nic, nic przyjacielu. Brakowało nam tego widoku- odparł z uśmiechem na twarzy Goetze. Porozmawiali jeszcze chwilę, aż przyszedł czas na upragniony sen.


*****


Poranne promienie słoneczne oświetliły pogrążoną we śnie twarz szatynki. Z grymasem otworzyła oczy, ale gdy tylko uświadomiła sobie gdzie jest, na jej twarzy zawitał uśmiech. Przeciągnęła zaspane i obolałe mięśnie i rozejrzała się po pomieszczeniu. Marco wciąż spał, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała równomiernie, oddając spokojny i ustabilizowany oddech. Swój wzrok odwróciła w przeciwnym kierunku i zobaczyła smacznie pochrapującego Mario i wtuloną w jego tors Lenę, razem leżących na małej kanapie. Kącik jej ust powędrował do góry. Przez głowę przemknęła jej myśl, że razem byliby ładną parą. Jej myśli wróciły z powrotem na ziemię, gdy tylko usłyszała głos blondyna:
- Nad czym myślisz kochanie? - zapytał słabym, lekko zachrypniętym głosem, który zawsze sprawiał, że przyjemne dreszcze przechodziły po ciele Zuzy. I tym razem było podobnie:
- Nad wszystkim. Nad tobą, nade mną, nad nimi - delikatnym ruchem ręki wskazała śpiących przyjaciół. Chłopak lekko uśmiechnął się i zaraz swój wzrok skierował na ukochaną.
- Dlaczego płaczesz kochanie? - zapytał głosem przepełnionym troski na widok zalanej łzami dziewczyny.
- Tęskniłam, tak cholernie tęskniłam. - odparła łamiącym się głosem.
- Ciii, już wszystko będzie dobrze. Zobaczysz - posłał w jej stronę szczery uśmiech. - Chodź do mnie. - chłopak długo nie czekał, gdyż Zuza momentalnie położyła się obok niego. Każdy ruch wykonywała z delikatnością i ostrożnością, nie chciała narazić Marco na jakikolwiek dodatkowy ból. Ułożyła głowę na jego klatce i pozwoliła się objąć silnymi ramionami blondyna. Chłopak opuszkami palców delikatnie
gładził ręce kobiety, co chwila całując ją delikatnie w czoło.
Leżeli w milczeniu. Słowa były zbędne. Każde z nich delektowało się chwilą z ukochanym. Ona - wielokrotnie doświadczona boleśnie przez los. On - wyrwał się ze szponów śmierci w imię miłości.
Zuza czuła, jak serce Marco regularnie bije. Wsłuchiwała się w delikatny szmer powietrza wydobywający się z ust chłopaka. Usłyszała ciche, pełne miłości i czułości słowa "Kocham cię" i zamknęła ociężałe powieki...


*****


Krzyki dobiegające ze szpitalnych korytarzy przebudziły szatynkę. Podniosła lekko głowę i ujrzała uśmiechniętą twarz Marco. Chłopak pocałował ją w usta, czule i stanowczo. Kobiecie brakowało codziennych poranków z ukochanym w jednym łóżku, jego dotyku. Czułości, które zmieniały się w upojne noce. Oderwali się od siebie i spojrzeli głęboko w oczy. Miłość wprost emanowała od nich. Znowu złączyli swoje usta w pocałunku, a ich języki rozpoczęły namiętny taniec. Chwile czułości przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzeli w stronę wyjścia i ujrzeli w nich uradowanego Svena:
- Chłopaki, znalazłem ich! - wykrzyczał i zaczął się witać z kolega z boiska. Po chwili drużyna przekroczyła próg szpitalnej sali, na czele z trenerem. Każdy na wieść o polepszającym się stanie zdrowia blondyna chciał go odwiedzić. Braterskim uściskom, żartom nie było końca. Tematem numer jeden był oczywiście Marco, ale spora część rozmów dotyczyła Mario i Leny, których piłkarze zastali we śnie.
Zuza z uśmiechem na twarzy przyglądała się przekomarzaniom drużyny. W końcu nie bała się co przyniesie jutro. Czuła, że teraz jej życie nabierze nowych, lepszych barw.


_____________________________________________________________________



Ufffff, napisałam ale nie jestem zadowolona... ;/
No to teraz mamy trochę sielanki, ale pytanie: na jak długo? ;>
Eh, szkoła mnie wymęczy... Lekcje mam od 11 do 18 i nie mam czasu na nic... Rozdziały są praktycznie pisane dzień przed publikacją...
Mam nadzieję, że Wam się podoba :) Zostawcie po sobie pamiątkę, to pomaga! :*
Nie przynudzam już więcej. Zostawiam nowy rozdział i życzę miłego czytania :)

Pozdrawiam :*

wtorek, 17 września 2013

Rozdział 37

Dziewczyna przeczytała list i poczuła, jak łzy, jedna po drugiej spływają po rozgrzanych policzkach. Spojrzała jeszcze kilka razy na kartkę wyklejoną literami z kolorowej prasy i wybuchła nieopanowanym płaczem. Stało się coś, czego najbardziej się obawiała. Osunęła się bezwładnie na podłogę i dała ponieść się emocją. Beczała jak dziecko. Wzięła do ręki zdjęcie przysłane przez oprawcę, przejechała opuszkami palców po dwóch postaciach. W jej głowie pojawiło się milion myśli. Nie daruje sobie, jeśli stanie się coś Lenie. Dziewczyna była kimś więcej niż przyjaciółką... Była jak siostra, na dobre i na złe. Zawsze była przy niej. Nawet gdy Zuza wypowiedziała w jej stronę wiązankę przekleństw, ona nie odeszła. Nie ma jej kto pocieszyć, przytulić. Bała się. Lęk przeszył całe jej ciało.
Kobieta nie miała wyjścia. Musiała spotkać się z wilkiem w owczej skórze. Prawdziwym usposobieniem zła. Człowiekiem żądnym władzy i dominacji. Mężczyzną, który jest nieobliczalny w swoich działaniach. Spojrzała na zegar, który wskazywał godzinę 19:30. Pobiegła do łazienki, gdzie strumieniem zimniej wody przemyła zmęczoną twarz. Schodziła rozgrzaną skórę, chcąc, żeby jej umysł oczyścił się i podejmował racjonalne decyzje. Wytarła twarz w miękki, kremowy ręcznik i skierowała swoje kroki do salonu. Wyjęła telefon z torebki i szybkim ruchem kciuka wystukała na klawiaturze numer. Zamówiła taksówkę i usiadła jak na szpilkach na fotelu. Czas dłużył się niemiłosiernie, co chwila spoglądała na wyświetlacz telefonu. Niepokoiła się, że spóźni się na wyznaczoną godzinę. Wiedziała, że musi tańczyć tak, jak zagra jej Thomas. Wejść w grę, w której stawką było życie najbliższych. W końcu zadzwonił telefon. Taksówka już czekała przed mieszkaniem polki. Zabrała torebkę do której wrzuciła telefon i zaraz zbiegła po schodach. Wsiadła do samochodu i podała adres. Po chwili pojazd ruszył w wyznaczone miejsce. Teraz nie pozostało nic innego jak czekanie.


*****



Kwadrans przed czasem pojazd zajechał pod fabrykę. Kierowca zdziwił się, że kobieta wybrała takie miejsce na spotkanie ze znajomym. Dopytywał się, czy aby na pewno nie chce zmienić zdania i wrócić z tej ciemnej strony miasta do jego centrum. Zuza podziękowała za troskę ale postanowiła zostać na obrzeżach. Zapłaciła i poczekała, aż pojazd zniknie z jej pola widzenia. Rozejrzała się dookoła. Dopiero teraz dostrzegła, jak wielkich rozmiarów jest fabryka. Jedyne światło oświetlające budynek padało z latarni, które pomimo swoich niewielkich rozmiarów dawały zdumiewający dobry efekt, oświetlając dokładnie każdy element budowli. Dostrzegła w oddali uchylone wielkie, drewniane drzwi. Ruszyła niepewnym krokiem do wejścia, poczuła jak serce podchodzi jej do gardła. Przed wejściem do budynku wyciszyła telefon, aby nic nie przeszkadzało jej w negocjacjach z mężczyzną. Przekroczyła próg fabryki i poczuła smród. Mieszanka zwierzęcych odchodów i siarki. Kolejne kroki stawiała z duszą na ramieniu. Przechodziła długą halą, aż w końcu odważyła się zawołać swoją przyjaciółkę:
- Lena!! - ale w odpowiedzi usłyszała tylko echo. Ruszyła dalej przed siebie, w coraz większą ciemność i mrok. Serce wliło jak oszalałe, tętno sięgało granic możliwości. Jej oczom ukazał się jasny pasek światła zaraz przy ziemi. Domyśliła się, że tam są drzwi. Wyciągnęła przed siebie ręce w poszukiwaniu klamki. Gdy ją znalazła nacisnęła, a przedmiot pod wpływem jej siły w łatwością ustąpił. Otwieraniu drzwi towarzyszyło głośne skrzypnięcie, które mogło przywołać nieproszonych gości. Weszła do pokoju i zaraz zobaczyła swoją przyjaciółkę.
Przywiązaną do krzesła, z zakneblowanymi ustami. Twarz poobijana i zalana łzami. Na rękach i nogach miała liczne siniaki. Potargane i brudne ubrania. Gdy tylko zobaczyła Zuzę od razu ożywiła się. Próbowała coś powiedzieć, ale taśma przylegająca do jej twarzy uniemożliwiała to. Zaczęła wiercić się na krześle i mamrotać. Zuza bez żadnej zwłoki podbiegła do przyjaciółki. Delikatnie oderwała taśmę z jej ust. Nie zdążyła cokolwiek powiedzieć bo głos zabrała Lena:
- Uciekaj! On jest nieobliczalny!
- Uciekniemy razem! A teraz zamknij się i mi pomóż - i dziewczyny wspólnymi siłami próbowały uporać się z węzłami zaciśniętymi na kończynach. Niestety, były one mocno zaciśnięte i kobiety nie mogły w żaden sposób rozwiązać ich.
- Zuzka, uciekaj! On zaraz będzie! - wykrzyczała zapłakana Lena.
- Za późno. On tu już jest - z szyderczym uśmiechem na twarzy w drzwiach stał Thomas. Dziewczyny na dźwięk tego głosu poskoczyły ze strachu. Facet zaczął kierować się w stronę przyjaciółek, zza jego pleców wyłonił się następny przeciwnik. - Czyli jednak Lena coś dla ciebie znaczy. Poświęcić się w  imię przyjaźni. Twój altruizm doprowadza mnie do łez. - mężczyzna cały czas kierował się w stronę Zuzy. Dziewczyna instynktownie cofała się, aż natrafiła plecami na ścianę. Po chwili Thomas był tak blisko, że kobieta czuła jego oddech na swojej twarzy. Ręce zaraz zaczęły błądzić po jej tali. - Wiedziałem że przyjdziesz. Jesteś taka słaba. A teraz cała moja! - zaśmiał się prosto w bladą i przerażoną twarz szatynki. Po chwili wpił się w jej usta z taka zachłannością, że każdy pocałunek sprawiał ból. Kobieta próbowała szarpać, bić napastnika ale wszystko poszło na marne. Szybko schował drobne ramiona Zuzy w jego morderczym uścisku. Po pokoju rozchodziły się krzyki związanej Leny. Z braku tlenu, przed oczami szatynki pojawiały się ciemne plamki. Następną rzeczą, którą pamięta to upadek na ziemię i krzyki nowych mężczyzn.



*****



- Na pewno nie chcą panie pojechać do szpitala? - zapytał sanitariusz roztrzęsionej Zuzy, która siedziała w karetce obok Leny. Żadna z nich nie miała większych obrażeń fizycznych, gorzej było z psychiką przyjaciółek. Spojrzały na siebie i kiwnięciem głowy dały przecząca odpowiedź. Polki przykryte kocami czekały, aż funkcjonariusze przyjdą spisać ich zeznania. Z wielkiej fabryki wyszło kilku policjantów a z nimi Thomas i jego wspólnik. Na widok dziewczyn uśmiechnął się:
- Ja tak łatwo nie daje za wygrana. Jeszcze będziesz moja! - wykrzyczał po czym został wprowadzony do radiowozu. Samochód ruszył a za min kilka następnych. Po chwili przyszedł policjant, spisał zeznania dziewczyn. Wyjaśnił, dlaczego zostali wezwani na teren opuszczonej fabryki. To zaniepokojony taksówkarz zadzwonił po policje. Zuza dziękowała Bogu, że trafiła akurat na tego człowieka. Gdyby nie on, teraz dalej byłaby zakładniczką Thomasa. Czuła, że ten koszmar nareszcie się skończył. Funkcjonariusz zobaczył, że kobiety są wymęczone dlatego kazał przyjść jutro na komisariat w celu złożenia szerszych wyjaśnień. Zaproponował, że odwiezie je do mieszkania na co z chęcią przystały. Gdy już wygonie usadowiły się na tylnym siedzeniu i zapięły pasy, zadzwonił telefon szatynki. Po trzecim sygnale odebrała a w słuchawce telefonu usłyszała zdenerwowany głos Mario:
- Mario, coś się stało? - próbowała zapytać jak najspokojniej, ale jej głos po każdym wypowiedzianym słowie łamał się.
- Marco, on....


____________________________________________________________________________


Jak myślicie, co się stało z Marco? ;)
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Rozdział miał być dodany przez weekend, ale niestety nie wyrobiłam się z czasem... Wena również nie była łaskawa ;/
Przepraszam również za powyższe wypociny ;c
Mimo wszystko proszę Was o komentarze. One wiele dla mnie znaczą. Nauki jest coraz więcej, i chce wiedzieć, czy jest sens pisać nowe rozdziały :)
Tak więc zostawiam Was z nowym rozdziałem i życzę miłego czytania :)

Pozdrawiam :*

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 36

Cisza. Wszędzie panowała cisza. Mieszkanie, w którym zawsze panował nieskazitelny porządek teraz wygląda, jakby przeszło przez nie tornado. Niegdyś idealnie poukładane poduszki na sofie, teraz leżą porozrzucane po pokoju. Poprzekrzywiane obrazy na ścianie, stłuczone wazony i ona... Zakrwawiona twarz, podkrążone oczy, poobijane ciało. Jej stan psychiczny był w o wiele gorszym stanie. Nie wiedziała co ma zrobić. Czuła się okropnie. Była rozbita. Każda decyzja, którą podejmie będzie okropna w skutkach. Nie chciała, aby ktokolwiek cierpiał z jej powodu. Była zdruzgotana. Nienawiść jaką darzyła Thomasa była nie do opisania. Czuła do niego wstręt i obrzydzenie. Wiedziała, ze jeśli przystanie na jego "propozycję", stanie się po prostu dziwką. Straci szacunek do samej siebie... Nie będzie mogła spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Już czuje do siebie obrzydzenie a co dopiero gdy zgodzi się na jego żądanie. Ma porzucić mężczyznę swojego życia. Mężczyznę, który od nowa nauczył ją kochać. Pokazał, że może cieszyć się życiem.
Ale on cierpi. Przez nią. Walczy o życie w szpitalu, a ona musi podjąć najważniejszą decyzję w swoim życiu. Ulec groźbą, czy przyjąć skutki obsesyjnej miłości, jaką darzył  ją Thomas. Ale to nie może być miłość. W miłości liczy się szczęście drugiej osoby... A on? On chce mieć ją na własność, zrobić z niej uległą kochankę zaspokajającą jego chore potrzeby.
Coraz bardziej bała się o przyjaciółkę. Nie dawała znaku życia. W głowie sztynki zaczęły układać się najczarniejsze scenariusze. Na własnej skórze poczuła, jak nieobliczalnym człowiekiem jest Thomas. Jak nigdy pragnęła poczuć ciepło bijące od ciała przyjaciółki, usłyszeć jej głos, który zawsze uspokajał ją. Usłyszeć z jej ust, że wszystko się ułoży, chociaż to było wielkie kłamstwo.
Głuchą ciszę przerwał dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Serce dziewczyny znowu zaczęło bić jak szalone. Bała się, że to znowu Thomas, który tym razem nie poprzestanie na groźbach i przejdzie do rękoczynów. Blade światło wydobywające się z lampy oświetliło przybyłą postać. Zuza odetchnęła z ulgą gdy jej oczom ukazała się przyjaciółka, cała i zdrowa. Dziewczyna zaskoczona widokiem, który zastała momentalnie podbiegła do skulonej na ziemi postaci i mocno objęła swoimi ramionami. Nie rozumiała, dlaczego jej współlokatorka i mieszkanie jest w tak okropnym stanie.
- Zuza, co tu się stało?! Nic ci nie jest? - zapytała z troską w głosie, a w odpowiedzi usłyszała cichy szloch, który po chwili przerodził się w intensywny płacz. Przytuliła jeszcze mocniej roztrzęsioną przyjaciółkę dając jej znać, że teraz jest bezpieczna. Pozwoliła się jej wypłakać. Nie miała pojęcia, co przeżyła dzisiejszego dnia szatynka. Jak wiele ostatnio wydarzyło się w jej życiu.
Gdy w końcu Zuza uspokoiła się, przestała płakać i trząść się ze strachu, przyjaciółka zaczęła wypytywać o przyczynę jej zmartwień. Kobieta próbowała zacząć od początku. Ale strach paraliżował ją od wewnątrz. Mówiła proste zdania pochlipując co chwila. Lena z czasem popadała w coraz to większe zdziwienie i złość. Złość na siebie, że nie potrafiła wesprzeć najbliższej jej sercu osoby. Poznała ją z przyczyną jej problemów. Obwiniała siebie. Chociaż Zuza zapewniała ją, że prawda jest inna, ona miała wyrobione zdanie. Długo analizowała słowa szatynki. Najgorsze jest to, że nie potrafiła pomóc przyjaciółce. Znaleźć wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Jedyne co mogła zrobić, to być wparciem dla Zuzy. Znała jej naturę. Wiedziała, że nie pozwoli aby ktokolwiek cierpiał przez nią. Dobro innych osób stawiała ponad swoje. I to jej zawsze imponowało. Lena chciała usłyszeć z jej ust, co zamierza dalej zrobić:
- Porozmawiam z Thomasem, może jeszcze zmieni zdanie...
- Zuzka, nie bądź naiwna! Dobrze wiesz, że to się nie stanie!
- Tak czy inaczej spotkam się z nim!
- Nie pozwolę ci na to. Po moim trupie! On cię skrzywdzi! Proszę nie - dziewczyna się rozpłakała a po chwili dołączyła do niej szatynka. Wiedziała, że może stracić przyjaciółkę na zawsze.
- Nie chcę, ale muszę...


*****


Nastał ranek. Po nieprzespanej nocy ratunkiem dla organizmu Zuzy była spora dawka kofeiny. Momentalnie pochłonęła dużą ilość kawy, która dodała jej energii. Pożegnała się z przyjaciółką i ruszyła w stronę szpitala, gdzie przebywał jej ukochany. Szybkim krokiem przemierzyła zaśnieżone uliczki i dotarła pod budynek. Przeszła szereg korytarzy i zaraz stała pod salą. Weszła do pomieszczenia i ujrzała wiernego przyjaciela, który czuwał u boku Marco. Przywitała się z nim i zajęła miejsce na łóżku blondyna. Modliła się, żeby Mario nie zauważył jej rany na twarzy. Będą jeszcze w domu próbowała ją zamaskować podkładem, jednak nic nie pomagało. Chłopak jak na złość zaczął wypytywać, co się stało. Dziewczyna próbowała okłamać go, jednak chłopak zaraz zorientował się. Chcąc nie chcąc musiała mu opowiedzieć. Czuła się jak ostatni słabeusz, tchórz, który swoje problemy zrzuca na inne osoby.
Oczywiście Mario próbował odpędzić Zuzę od jej zamiarów spotkania się z Thomasem. Dziewczyna była nieugięta. Podjęła decyzję. Resztę dnia przesiedziała w towarzystwie śpiącego chłopaka i jego przyjaciela, który stawał się również jej przyjacielem.
Tak mijał dzień za dniem. Całe dnie w szpitalu u boku ukochanego. Zero wieści od oprawcy... Do czasu...
Zuza czuła niepokój. Minął tydzień a ona nie skontaktowała się z Thomasem. Bała się, że stanie się najgorsze. Skrzywdzi kogoś. Z takimi myślami przekroczyła prób swojego mieszkania. Pierwsze, co rzuciło się w jej oczy to chaos. Kompletny nieład, bałagan. I wielka czerwona koperta na stoliku do kawy. Z duszą na ramieniu podeszła do mebla. Wzięła do ręki przedmiot i obejrzała z każdej strony. Zaadresowana do niej. Brak nadawcy. Jej serce momentalnie przyśpieszyło.
Drżącymi rękami otworzyła kopertę. Znalazła tam zdjęcia jej i Leny z wakacji nad Bałtykiem. I list. A raczej groźba:
Jeśli chcesz, żeby Lena przeżyła przyjdź o 21 pod opuszczoną fabrykę na Brackeler Straße. Sama. Nie spóźnij się!


_______________________________________________________________________
 


No i jest nowy rozdział ;) Jak pewnie zauważyłyście zmieniłam styl pisania... Jakoś tak mi się lepiej pisało ;)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Wyraźcie swoją opinię w komentarzach :)
To tyle ode mnie, życzę miłego czytania i komentowania :*

Pozdrawiam :**

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 35

Na zwieńczenie męczącego i okropnego dnia z wizytą przeszedł Thomas. Modliłam się, żeby to była Lena, albo wredna sąsiadka z naprzeciwka. Każda osoba na świecie, tylko nie on. Jedną ręką opierał się o futrynę w drugiej trzymał butelkę wina. Na jego twarzy widniał szelmowski uśmiech. Nie miałam ochoty na rozmowę, chciałam jak najszybciej wsiąść prysznic i znaleźć się w wygodnym łóżku przykryta po szyje kołdrą. Próbowałam zamknąć drzwi przed nosem mężczyzny ale szybkim ruchem ręki zablokował drzwi.
- Tak się wita gości piękna? - na jego twarzy wciąż widniał ten irytujący uśmieszek. Miałam ochotę rzucić się na niego z pazurami.
- Czego chcesz? Mów szybko!
- Będziemy rozmawiać na korytarzu, nie zaprosisz mnie do środka? - nie miałam najmniejszej ochoty na kłótnię z facetem. Otworzyłam szerzej drzwi, żeby go przepuścić. Facet obdarzył mnie firmowym uśmiechem i zaraz skierował się w stronę salonu. Rozgościł się w pomieszczeniu i czekał na mnie. Niepewnym krokiem ruszyłam w jego stronę, usiadłam na fotelu, dokładnie naprzeciwko niego. Dalej uśmiechał się, co zaczęło mnie irytować.
- Leny nie ma.
- Wiem, przyszedłem do ciebie myszko.
- Po co przyszedłeś i po co ci to wino? - zapytałam zdenerwowana.
- Przyszedłem porozmawiać. A wino? Musimy uczcić.
- Kurwa, nie mam czasu na gierki. Powiedz to co masz do powiedzenia i spieprzaj stąd! - moje emocje wzięły wodzę. Wstałam z fotela i skierowała się w stronę wyjścia.
- Musimy świętować, że twój chłoptaś ma dużo szczęścia. - stanęłam w miejscu i szybko odwróciłam się w stronę Thomasa.
- Słucham? - jego słowa wprawiły mnie w osłupienie. Wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na mnie i na Marco to jego wina?!
- Dobrze, słyszałaś kotku - mężczyzna wstał i zaczął kierować się w moją stronę. Zaczęłam się bać każdego kolejnego ruchu - Myślałem, że sprawa z przewodami załatwi sprawę. Ale twój chłoptaś ma więcej szczęścia niż przypuszczałem. - Thomas dalej zbliżał się do mnie. Instynktownie cofałam się do tyłu, po chwili moje plecy dotknęły ściany. - Przy pomocy jednej małej blondynki dopadłem twojego chłopaczka. - Facet był na tyle blisko, że czułam jego oddech na mojej skórze. Czułam się sparaliżowana, nie mogłam wykonać najmniejszego ruchu.
- To przez ciebie Marco leży w śpiączce?! - poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy.
- Oj, z dwojga złego lepsza śpiączka niż kostnica, co nie złociutka? - wyszeptał mi do ucha i zaczął się bezczelnie śmiać. Jego głowa oddaliła się od mojej a swoje oczy skupił na moim ciele. Opuszkami palców zaczął wycierać spływające raz po raz łzy. Zachowywał się jak drapieżnik, który zaraz miał dokonać egzekucji na swojej ofierze. Dłonie, które dotychczas trzymał przy sobie zaczęły błądzić po moim ciele. Tego było już za wiele. Próbowałam uciec jak najdalej od prześladowcy jednak ten złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Poczułam silny ból, mężczyzna popchał mnie na ścianę i przylgnął do mnie. Poczułam niewyobrażalną odrazę do tego faceta:
- Ty draniu! Puszczaj mnie. To ci się nie uda, pójdę na policje. Powiem, że to ty razem z Caroline spowodowałeś wypadek!
- Nie radzę ci kochanie. Chyba że chcesz, żeby kolejna bliska ci osoba zginęła?
- Ty sukinsynu! Czego ode mnie chcesz?! - wykrzyczałam i otrzymałam mocne uderzenie zewnętrzną częścią dłonią w policzek. Miejsce, które przed chwilą uderzył pokryło się kosmykami włosów. Delikatnie założył je za moje ucho i kontynuował:
- Chce ciebie - na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech. Oblizał wargę i poczułam, jak robi mi się słabo - Tylko ciebie - strach opanował całe moje ciało.
Resztkami sił zdobyłam się na jedno celne uderzenie w krocze. Facet wypuścił mnie z uścisku i padł na kolana przeklinając. Wykorzystałam okazje i rzuciłam się w ucieczkę do łazienki. Serce waliło jak oszalałe. Czułam, ze to moja jedyna szansa ratunku przed tym psychopatą. Mój napastnik zaraz ruszył w pogoń za mną. W ostatnim momencie zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Thomas zaczął szarpać się z klamką, a po chwili walić pięściami w drzwi. Błagałam Boga, żeby jakiś sąsiad usłyszał te hałasy i zainteresował się, co dzieje się w mieszkaniu. Nagle nastała zupełna cisza. Moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej.
- Myślisz, że poprzestanę na Marco? - zapytał, a ja zamarłam. - Myślisz, że nie wiem, gdzie mieszkają twoi rodzice i reszta rodzinki? - jego głos był spokojny. Jeszcze niedawno wrzeszczał i mnie bił. Teraz, ze stoickim spokojem grozi moim najbliższym. Po chwili milczenia dodał - Powiedz mi, gdzie jest Lena? - barwa jego głosu diametralnie zmieniła się. Znowu był tym chamskim i bezczelnym Thomasem. - Jeśli teraz wyjdziesz, nic się jej nie stanie. Co ty na to słonko? Masz minutę na zastanowienie! - krążyłam od jednego do drugiego końca łazienki. Byłam rozbita. Nie chciałam, aby ktokolwiek cierpiał przeze mnie. A już na pewno nie najbliżsi. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Byłam wrakiem człowieka. Nie sądziłam, że obsesja jednej osoby może doprowadzić ludzki organizm do takiego stanu. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. Moje ciało drżało ze strachu. Skierowałam się w stronę drzwi i niepewnie przekręciłam klucz. Reakcja Thomasa była natychmiastowa. Wparował do pomieszczenia, złapał mnie za nadgarstki i jednym energicznym ruchem pociągnął w stronę salonu. Byłam wycieńczona i upadłam. Uderzyłam głową o drewnianą podłogę. Z łuku brwiowego zaczęła sączyć się krew. Napastnik bezczelnie zaśmiał się:
- Kotku, musisz zacząć najpierw zatroszczyć się o siebie, a później o resztę świata. - moja twarz zalała się łzami. Nie widziałam już dla siebie ratunku. Jego wielkie ręce podniosły mnie i sprowadziły mnie do pionu, by zaraz otrzymać z nich siarczyste uderzenie w policzek. Pisnęłam z bólu i instynktownie chwyciłam się obolałego miejsca - Masz tydzień czasu na decyzje, czy będziesz moja, czy pozwolisz, aby każda osoba, którą kochasz zginie. Zaczynając od kochasia a kończąc na tym słodkim chłopczyku, z którym bawiłaś się przez święta. - pochylił się w moja stronę i zaczął szeptać do mojego ucha - Zastanów się dobrze, cukiereczku. Drugiej szansy nie dostaniesz. - pocałował mnie delikatnie w policzek, jakby zamienił się z kimś osobowością. Przed chwilą był brutalny i ostry, a teraz: delikatny i czuły. Coraz bardziej się go bałam. Wypuścił mnie z uścisku i ruszył w stronę wyjścia.

Zostałam sama. Kompletnie sama. Miałam mętlik w głowie. Bałam się. Bałam się, ze zaraz wróci i zrobi mi krzywdę. Bałam się, że skrzywdzi Lenę... Strach opanował się całe moje ciało. Osunęłam się na podłogę i wybuchłam płaczem. Zwinęłam się w kłębek i i beczałam. Nad swoją bezsilnością... Nad swoim życiem... W jednej chwili wszystko runęło jak domek z kart. Teraz pytanie: co dalej?


___________________________________________________________


Witam, witam wszystkie czytelniczki ;) Nie mogę uwierzyć, że to koniec wakacji... Wszystko co dobre szybko się kończy, niestety. Na szczęście mam od 2 września praktyki zawodowe to moje wakacje potrwają trochę dłużej :D Z racji tego, że zaczyna się szkoła rozdziały będę dodawać raz na tydzień, może dwa jeżeli będę miała czas i wenę na pisanie ;)

Przepraszam za powyższy rozdział - przypomina raczej dreszczowiec ;p Ostatnio zaczęłam czytać dużo kryminałów i efektem tego jest dzisiejszy rozdział :D Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :) Liczę na szczerą opinię w komentarzach :*

Zakładając tego bloga nie przypuszczałam, że ktokolwiek będzie go czytał... A tutaj niespodzianka!
10 000 wyświetleń! Jesteście najlepsze! <3
I jeszcze 18 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Uwielbiam Was! <3
Mam nadzieję, że i pod tym wyrazicie swoją opinię :) Nie przynudzam już ;)

Pozdrawiam :**

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 34

Mijały godziny, a ja dalej siedziałam przy łóżku mojego ukochanego. Wpatrywałam się w jego twarz. Była taka spokojna, nie pokazywała nic, żadnych emocji. Przez głowę przewijały się myśli, czy gdybym została w Dortmundzie, Marco uniknąłby wypadku? Może nie pojechałby do Mario, zostałby w domu... przy mnie. Kolejna fala łez wypłynęła z moich oczu. Drzwi do sali otworzyły się i do pomieszczenia wszedł lekarz, pierwszy odkąd przyjechałam do blondyna. Mężczyzna był sędziwego wieku, jego twarz pokryta była zmarszczkami. Siwe, krótko ścięte włosy dodawały mu powagi. Zielone oczy przepełnione współczuciem i troską spoglądały na twarz chłopaka. Zapewne niejednokrotnie spotykał się z takimi przypadkami. Poczułam jego dłoń na moim ramieniu, po czym odezwał się :
- Proszę być dobrej myśli, pan Reus jest młody, ma silny organizm. Jestem pewien, ze za kilka dni chłopak się wybudzi ze śpiączki.
- Panie doktorze, co mu jest?
- Pan Reus miał wstrząs mózgu oraz pęknięte żebra, uszkodziły one nerkę oraz wątrobę, na szczęście w małym stopniu i nie zagrażało to zdrowiu pacjenta. To cud, że z tak poważnego wypadku pan Reus nie doznał żadnego złamania kończyny. Zrobiliśmy co w naszej mocy. Teraz to, kiedy obudzi się pani chłopak zależy tylko od niego.
- Dziękuję za informacje i za pomoc dla Marco. - Uśmiechnęłam się blado, tylko na tyle było mnie stać.
- Proszę dużo mówić do pacjenta, czasami głos bliskiej osoby pomaga. - mężczyzna uśmiechnął się i zostawił mnie samą z Marco.
Długo siedziałam i wpatrywałam się w blondyna. Mijały godziny a jego stan nawet w najmniejszym stopniu nie poprawił się. Zastanawiałam się, co mogę mu powiedzieć. Przy min wszystko inne straciło znaczenie, liczył się tylko on:
- Marco kochanie - mój głos drżał, a do oczu znowu napłynęły łzy - kochanie, obudź się. Zrób to dla nas. Kocham cię najmocniej na świecie. Proszę, nie zostawiaj mnie samej. Bez ciebie moje życie nie ma sensu. Kocham cię... - rozpłakałam się na dobre. Moje serce krajało się gdy tylko spojrzałam na twarz blondyna. - Kocham cię - wyszeptałam i pocałowałam mojego chłopaka w czoło. Wstałam i wyszłam z sali. Musiałam dotlenić umysł. Przed salą nikogo nie było. Dochodziła godzina jedenasta w nocy. Każdy wrócił do własnych rodzin, własnych domów, własnych problemów... Wyszłam przed szpital i usiadłam na ławeczce przed budynkiem. Z nieba prószył delikatny śnieg, całą okolicę oświetlały jedynie latarnie uliczne oraz blade światło Księżyca. Temperatura na dworze była bardzo niska, mróz dawał się we znaki. Po chwili moje ciało przeszył dreszcz i zaczęłam szczekać zębami. Wokół mnie nie było żadnej żywej duszy, tylko ja i wirujące na wietrze płatki śniegu. Cisze co jakiś czas przerywał dźwięk syreny wydobywający się z nadjeżdżających karetek. Nie wiedziałam, ile czasu spędziłam na tej ławce. Dopiero ból zmarzniętych dłoni przywrócił moje myśli na ziemie. Zaczęłam z powrotem kierować się w stronę budynku. Przeszłam pustymi korytarzami i zaraz znalazłam się pod salą blondyna. Delikatnie nacisnęłam klamkę i drzwi zaraz ustąpiły. Przy łóżku blondyna zobaczyłam dwie postacie. W pokoju panował pół mrok ale dzięki światłu z korytarza mogłam dostrzec zatroskane twarze rodziców Marco. Matka blondyna siedziała na łóżku i ściskała dłoń chłopaka, a jego ojciec stał przy oknie i wpatrywał się w nocną panoramę Dortmundu. Gdy przekroczyłam próg pokoju, odwrócili się w moją stronę i spoglądali na mnie wzrokiem przepełnionym bólem i rozpaczą.
- Nie będę Państwu przeszkadzać. - starałam się, żeby mój głos brzmiał normalnie. Odwróciłam się i zmierzałam do wyjścia z sali gdy do moich uszu dobiegł głos rodzicielki Marco:
- A więc ty jesteś tą dziewczyną, która tak zawróciła w głowie naszego synka?- kobieta posłała mi lekki uśmiech. - Marco podczas świąt dużo nam o tobie opowiadał.
- Szkoda, że poznajemy się w takich okolicznościach. Jestem Thomas, a to moja małżonka Manuela.
- Zuzanna Dąbrowska. - dodałam im rękę w geście przywitania. Małżeństwo odwzajemniło gest. Usiedliśmy wokół łóżka na którym leżał Marco i próbowaliśmy nawiązać jakąś rozmowę. Około godziny dwunastej rodzice blondyna oznajmili, że wracają do domu. Próbowali i mnie zabrać ze soba, jednak ja wolałam zostac jeszcze z ukochanym. Ułożyłam się koło blondyna i zaczęłam z nim rozmawiać. To był monolog, ale czułam, że Marco mnie słucha. Nawet nie wiem, kiedy zmorzył mnie sen...


*****


Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez wielkie szpitalne okno do sali. Spojrzałam na zegar ścienny, który wskazywał godzinę 6:50. Przeciągnęłam zastane mięśnie i spojrzałam w stronę blondyna. Dalej nic. Poszłam w stronę łazienki, aby zapanować nad chaosem na mojej twarzy i głowie. Weszłam z powrotem na salę a przy łóżku Marco siedział Mario. Szeptał jakieś słowa i co chwile chlipał. Podeszłam do chłopaka i położyłam rękę na jego ramieniu. Wstał i przytulił się do mnie. Poczułam, jak moja bluzka robi się coraz bardziej wilgotniejsza od łez. Chłopak oderwał się i posłał mi lekki uśmiech. Odwzajemniłam go i usiadłam na łóżku blondyna. Rozmowa się nie kleiła. Każde z nas w milczeniu wpatrywało się w bladą twarz Marco. Dopiero pukane do drzwi wyciągnęło nas z tego transu. Mario zachrypniętym głosem powiedział "Proszę" i w drzwiach pokazali się dwaj policjanci. Podeszli do nas i szybko odbębnili formułkę, jaką ich nauczono. Zaczęli zadawać pytania. Jedno szczególnie wzróciło moją uwagę:
- Dlaczego pan pyta, czy Marco miał wrogów?
- Proszę odpowiedzieć.
- Nie, nie miał. A teraz niech pan odpowie na moje pytanie. - twarz mężczyzny spoważniała, wymienił kilka spojrzeń ze swoim kolegom.
- Mamy sposobność podejrzewać, że to nie był wypadek.
Równocześnie z Mario spojrzeliśmy na siebie. Każde z nas było zaszokowane tym, co usłyszeliśmy od mundurowych. Na twarzy pojawiło się zdziwienie, a z moich oczu popłynęły gorzki łzy.
- Chce pan powiedzieć, że ktoś chciał zabić mojego przyjaciela?! - powiedział ze zdenerwowaniem, wręcz wykrzyczał prosto w twarz funkcjonariuszy Mario.
- Proszę nie podnosić głosu panie Goetze. Rozumiemy pańskie zdenerwowanie ale nerwami nie pomoże pan przyjacielowi. - chłopak się trochę uspokoił, jednak od wewnątrz roznosiły go emocje. Zdobyłam się na krótkie "Dlaczego?", więcej nie byłam w stanie powiedzieć.
- Mamy zeznania świadków, którzy twierdzą, że samochód, który rówież brał udział w wypadku, celowo i z pełną kontrolą uderzył w bok pojazdu pana Reusa. Również przebadano wrak samochodu i technicy znaleźli nacięte przewody hamulcowe.
- Dlatego proszę się dobrze zastanowić. Czy jest ktoś, kto chciałby śmierci pana Reusa? Zemsty?
- Caro... - wyszeptał Mario i momentalnie mnie olśniło. Ale co zyskałaby na jego śmierci? Przecież wciąż "kochała" go. To miał być cios wymierzony we mnie? - Caroline Bohs, była dziewczyna Marco.
- Czy pani Caroline Bohs groziła pańskiemu przyjacielowi?
- Miesiąc po rozstaniu, Caro wydzwaniała do niego, nękała go wizytami. Ale to było ponad pół roku temu.
- Mi groziła... - wszystkie pary oczu zwrócone były w moją stronę. - W dniu mojego wylotu do Polski, Caroline przyszła do mnie i awanturowała się. Mówiła, że mam go zostawić w spokoju, albo pożałuje tego.
- Czy ktoś może to potwierdzić?
- W czasie kłótni w mieszkaniu była moja współlokatorka.
- Dobrze, sprawdzimy panią Bohs. Dziękujemy za rozmowę i do widzenia.


Długo po wyjściu mundurowych zastanawialiśmy się z Mario, dlaczego Caroline miałaby to zrobić? Co by osiągnęła? Ktoś majstrował przy samochodzie Marco, ale nieskutecznie. Sprawą z wypadkiem chciał wszystko załatwić. Zabić Marco. Ale według Mario, ona nie znała się na samochodach. Panikowała, gdy zapaliła się jej kontrolka od rezerwy. To jakim cudem mogłaby wiedzieć, który przewód jest do czego? Zepsucie którego mogło najbardziej zaszkodzić swojemu byłemu? To nie miało najmniejszego sensu. Powoli od tych przypuszczeń nasilił się ból głowy. Od wczorajszego ranka nic nie jadłam ani nie piłam, brak snu również dawał się we znaki. Mario z trudem odciągnął mnie od łóżka blondyna. Kazał iść do domu i odpocząć, a z samego rana przyjść do chłopaka. Niechętnie wyszłam ze szpitala i ruszyłam w stronę mieszkania.
Przywitała mnie jak zwykle cisza. Z tych emocji zapomniałam zadzwonić do Leny i powiedzieć jej, że jestem w Dortmundzie. Ściągnęłam kurtkę oraz szalik i zaraz skierowałam się w stronę kuchni, aby przygotować ciepłą herbatę z cytryną. Nie zdążyłam nawet spróbować napoju a zadzwonił dzwonek. Skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Otworzyłam je i zamarłam w bez ruchu...


_________________________________________________________


No i kto pojawił się w drzwiach? ;>
Wybaczcie, że musiałyście tyle czekać na rozdział... Po prostu nie miałam czasu i weny, żeby dodać nowy rozdział ;/ Mam nadzieję, że powyższe wypociny przypadną Wam do gustu. Jeśli nie, zrozumiem - ten rozdział jest do okropny ;/
Wyraźcie swoją opinie w komentarzu! Zarówno pozytywną jak i negatywną :)
To tyle ode mnie, życzę Wam udanej reszty wakacji ;)

Pozdrawiam :**

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 33

- Marco miał wypadek... - najgorsze słowa jakie mogłam usłyszeć w życiu. Stałam w bezruchu, poczułam jak pojedyncza łza spływa po moim policzku. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Jakby odebrano mi mowę, odebrano mi sens życia. Stałam i wpatrywałam się w martwy punkt gdzieś na ścianie. Z telefonu dobiegał do mnie głoś Mario, ale ja go nie słuchałam. Myślami byłam gdzieś daleko. Poczułam, jak kręci mi się w głowie, przed oczami miałam czarne plamki. Podeszłam do ściany i powoli osunęłam się na ziemię. Nie mogłam dojść do siebie, momentalnie zalałam się łzami.
- Kiedy i jak to się stało? - zapytałam a raczej szlochając.
- Dzisiaj rano jechał do mnie, jakiś wariat wjechał na jego pas. On nie chcąc pójść na czołowe zjechał do rowu i uderzył w drzewo.
- Co z nim?
- Leży w szpitalu, jego stan jest krytyczny... - ostatnie słowo wywołało u mnie kolejną fale łez. Bałam się, że stracę kolejną ważną osobę w moim życiu. - Musisz przyjechać, on może nie przeżyć doby... - nie wiedziałam, co mogę powiedzieć. Tak bardzo pragnęłam, żeby to był zwykły koszmar. Chciałam się obudzić i zobaczyć uśmiechniętą twarz mojego chłopaka. Chłopaka, który uszczęśliwia mnie na każdym kroku. Którego komplementy sprawiają, że czuję się najważniejszą osobą na świecie. W którego ramionach wiem, że nie spotka mnie krzywda. Którego słowa każdego dnia budzą mnie i kołyszą do snu. Chłopaka, który sprawił, że znowu ciesze się życiem. Tak bardzo pragnęłam, żeby on ty był. Chciałam wtulić się w jego tors, zatracić się w bajecznych oczach, poczuć ciepło jego ust, poczuć woń jego cudownych perfum... Zamiast tego siedziałam zapłakana na korytarzu, bezsilna i załamana.
- Zuza jesteś tam? - dopiero teraz dotarło do mnie pytanie Mario
- Tak, zabukujesz mi lot? - mój głos był bezbarwny, pozbawiony jakichkolwiek emocji.
- Jasne, zobaczę co się da zrobić i zadzwonię do ciebie. - rozłączyłam się, nie miałam siły dalej kontynuować rozmowy. Wszyscy domownicy zebrali się w pomieszczeniu. Milczeli i czekali na jakąkolwiek reakcje z mojej strony. A ja siedziałam i wycierałam kolejne łzy spływające po moich policzkach. Mój bratanek podszedł do mnie i przytulił się do mnie:
- Nie płacz ciociu, nie lubię jak płaczesz. - po jego słowach rozkleiłam się na dobre. Sylwek podszedł i zabrał chłopczyka do swojego pokoju. Niepewnie wstałam z zimnej podłogi i z pomocą rodziców usiadłam na kanapie. Resztkami sił powiedziałam rodzinie to samo co przed chwilą usłyszałam od Mario. W pokoju zapanowała cisza, wszystkich zaszokowała wiadomość o wypadku. Przerwał ją dopiero sms od mojego przyjaciela.
Masz lot o 15, nie spóźnij się.
Dziękowałam Bogu, że znalazło się jeszcze wolne miejsce. Nie wytrzymałabym wiedząc, że Marco leży w szpitalu a ja nie mogę go zobaczyć. Ruszyłam niepewnym krokiem do swojego pokoju, drżącymi rękami pakowałam wszystkie ubrania. Co jakiś czas szlochałam, z salonu dobiegały głosy zmartwionych rodziców. W całym domu zapanowała ponura atmosfera. Po chwili dołączyłam do reszty domowników. Unikałam ich wzroku, obrałam jeden punkt na ścianie i tępo patrzyłam. Gdy na zegarze wybiła godzina 13:30 wyruszyłam na lotnisko. Wcześniej oczywiście pożegnałam się ze wszystkimi. Zapewniali, że wszystko będzie dobrze, żebym była dobrej myśli. Powoli traciłam nadzieję, że kiedykolwiek będę szczęśliwa.


*****


Odprawa minęła szybko i po chwili znajdowałam się na pokładzie samolotu do Dortmundu. Przez cały lot próbowałam zachować spokój, nie zalać się łzami. Pragnęłam jak najszybciej znaleźć się na niemieckiej ziemi. Moje myśli zakrzątały najczarniejsze scenariusze. Tyle chciałam mu powiedzieć, oglądać jego wygłupy z kolegami na boisku. Słuchać o poranku jego zachrypniętego głosu.Chciałam, żeby po prostu był obok mnie! Gdyby nie przeżył, umarłaby część mnie.Z dnia na dzień kochałam go coraz bardziej i bardziej, nie wyobrażam sobie mojego życia bez niego. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos stewardesy. Zgodnie z jej poleceniem zapięłam pasy i przygotowałam się do lądowania.
Zaraz po opuszczeniu pokładu samolotu udałam się po bagaż. Przecisnęłam się przez tłum ludzi odbierających swoje walizki. Wzrokiem szukałam sylwetki przyjaciela mojego chłopaka, który obiecał po mnie przyjechać. Zaraz moim oczom ukazał się Mario, średniego wzrostu szatyn, którego zawsze pogodna i uśmiechnięta twarz przepełniona była smutkiem. Jego brązowe oczy były podpuchnięte, szkliły się niczym dwa diamenty. Chłopak wziął ode mnie bagaż i bez zbędnych komentarzy ruszyliśmy do samochodu pomocnika. Zapięłam pasy i głowę odwróciłam w stronę szyby, unikając jakiegokolwiek kontaktu z chłopakiem. Drogę do szpitala przebyliśmy w ekspresowym tempie. Jak poparzona wypadłam z samochodu a zaraz za mną Mario. Biegłam jak szalona. Nic innego się nie liczyło, nawet to, że podczas mojej szalonej przeprawy przez szpitalne korytarze wpadałam na kilku pacjentów oraz jakiś lekarzy. Po chwili dotarliśmy pod sale, gdzie przebywał Marco. Na korytarzu siedzieli wszyscy zawodnicy, trener oraz jakaś kobieta z mężczyzną, których widziałam po raz pierwszy. Domyśliłam się, że to rodzice blondyna. Wszystkie oczy były zwrócone w moja stronę. Kobieta, która do tej pory zakrywała twarz dłońmi, podniosła głowę. Jej oczy były przepełnione bólem i rozpaczą.
Weszłam do sali i zamarłam. Mój ukochany leżał w bezruchu, do jego ciała poprzypinane były różne urządzenia wydające charakterystyczne dźwięki. Blada twarz niewiele różniła się od pościeli, którą był przykryty. Na jego rękach znajdowały się liczne zadrapania powstałe w wyniku wypadku. Usiadłam na krześle przy łóżku i wzięłam jego dłoń. Ścisnęłam ją mocno a po moich policzkach popłynęły strumienie cieczy.
- Marco kochanie, błagam cię. Obudź się. Zrób to dla nas. - chłopak dalej leżał bez jakiegokolwiek ruchu. Zalałam się łzami na myśl, że jestem bezsilna i w żaden sposób nie mogę złagodzić jego cierpienia. Przyłożyłam jego dłoń do mojego policzka, chciałam znowu poczuć jego dotyk. Taki delikatny i zarazem czuły. Złożyłam na jego ustach szczery pocałunek, żywiąc nadzieję, że tak jak w bajkach Marco obudzi się i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Ale życie to nie bajka, nie jest usłane różami. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Może to jest próba naszej miłości?

_______________________________________________________


Dodaje rozdział ale nie jestem z niego zadowolona. Długo się zastanawiałam, co zrobić z naszym Marco. Ostatnio mam coraz mniej czasu na pisanie... Postaram się dodać kolejny rozdział w tym tygodniu, ale nie obiecuje.

Bardzo dziękuję za Wasze komentarze. Motywują mnie i sprawiają, że uśmiech pojawia się na mojej twarzy :) Cieszę się, że komuś podobają się rozdziały :) Liczę, że i pod tym wyrazicie swoją opinię. Zostawiam Was z rozdziałem i życzę miłej lektury.

Pozdrawiam gorąco :**

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 32

- Myślałaś dziwko, że się nie dowiem?!
- Ale o czym?
- A teraz udajesz niewiniątko! O tym, że zabawiasz się z moim chłopakiem! - wykrzyczała mi prosto w twarz.
- Poprawka, z byłym chłopakiem! - podniosłam głos.
- Zamknij się i słuchaj! Jeśli nie zostawisz go to pożałujesz! I to gorzko!
- Sama posłuchaj! Marco nie bez przyczyny cię zostawił! To po pierwsze. A po drugie, nie groź mi.
- Myślisz, że on cię kocha?! Jesteś tylko zabawką na pocieszenie po rozstaniu ze mną.
- Jesteś śmieszna! Masz za duże mniemanie o sobie. Marco już dawno o tobie zapomniał. Wybacz złociutka, ale on na prawdę mnie kocha!
- Ty suko! - wykrzyczała i zamachnęła się. Na szczęście, była pijana i zamiast uderzyć mnie trafiła w ścianę. Zapiszczała z bólu. - Pożałujesz tego. Będziesz mnie błagać o litość!
- Pokrzyczałaś sobie już? To teraz wypierdalaj stąd! I nigdy więcej nie wracaj!
- Zniszczę cię! - wykrzyczała i chwiejnym krokiem udała się w stronę windy. Zamknęłam drzwi na klucz i osunęłam się na podłogę. Zakryłam twarz dłońmi i poczułam, jak całe ciśnienie spływa ze mnie. Nie ukrywam, przestraszyłam się jej. Ciągle pamiętam spotkanie w kawiarni. "Po trupach do celu". Na myśl o tym przeszedł mnie dreszcz. Usłyszałam kroki. Po chwili usiadła koło mnie Lena:
- Wariatka?
- Niestety. Dużo słyszałaś?
- Wystarczająco. I co teraz zrobisz?
- A co według ciebie mam zrobić? Nie mam dowodów, że mi groziła. Nie pójdę na policję. Muszę porozmawiać z Marco.
- I to jak najszybciej. Ta dziewczyna jest jakaś psychiczna. Spotykacie się dzisiaj?
- Tak, odwiezie mnie na lotnisko.
- Zapomniała, że dzisiaj wylatujesz.
- Na pewno nie chcesz lecieć ze mną? Zostaniesz tutaj sama?
- Nie chce zwalać się wam na głowę, poradzę sobie tutaj.
- Jesteś dla mnie jak siostra. Dobrze wiesz, że to nie będzie żaden problem.
- Wolę zostać tutaj, jeszcze wpadłabym na rodziców.
- Nie przejmuj się nimi. Nie mają nad tobą żadnej kontroli.
- Wiem, ale zaczną mieszać mnie z błotem, chce w spokoju spędzić święta.
- No dobrze, twoja decyzja.

Porozmawiałam jeszcze z przyjaciółką i zaczęłam przygotowywać się do wyjazdu. Czas biegł nieubłaganie, do przyjazdu Marco została niecała godzina. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy oraz prezenty dla rodziny. Z ledwością zamknęłam walizkę i zaniosłam ją do salonu. Resztę wolnego czasu spędziłam z Leną. W końcu nie będziemy widzieć się ponad tydzień. Usiadłyśmy na kanapie i rozmawiałyśmy o naszych związkach. Znaczy się o moim, bo Lena wciąż jest wolna. Chyba będę musiała wziąć sprawy we własne ręce. Przy jej metodzie zostanie starą panną z kotem. Ale strasznie ciężko jej dogodzić. Ten za niski, ten za gruby, ten ma dziwne uszy, ten ma duże stopy... Mogłaby godzinami wytykać im wady zamiast dostrzec zalety. No nic, po urlopie "Doktor Zuza Sprawy Miłosne" wkroczy do akcji. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Lena poszła otworzyć drzwi a ja po raz ostatni w tym roku spojrzałam na mieszkanie. Przywitałam się z Marco i po chwili wsiedliśmy do jego samochodu. Po przeprawie przez miasto, która trwała niecałe 30 minut znaleźliśmy się przed lotniskiem. Blondyn wziął mój bagaż i udaliśmy się prosto na odprawę:
- Musisz lecieć? Będę cholernie tęsknił.
- Ja też ale obiecałam rodzicom, że ich odwiedzę. Tydzień i zaraz wrócę do ciebie, dobrze?
- No nie wiem, nie wiem. Będziesz musiała mi to jakoś wynagrodzić. - na twarzy chłopaka pojawił się chytry uśmieszek.
- Zrobię co w mojej mocy. - wyszeptałam blondynowi do ucha, pocałowałam go i przytuliłam. Trwaliśmy w uścisku dłuższą chwilę, kątem oka zobaczyłam, że ktoś robi nam zdjęcia. Marco uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
- Musisz już iść bo samolot poleci bez ciebie. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Do zobaczenia za niedługo. - na pożegnanie pocałowałam chłopaka namiętnie i skierowała się w stronę odprawy. Po chwili znalazłam się na pokładzie samolotu.


*****


Lot minął bez żadnych komplikacji. Odebrałam bagaż i zaczęłam się rozglądać za znanymi mi osobami. Na lotnisku przywitali mnie rodzice. Po przywitaniu oraz licznych łzach wzruszenia wyruszyliśmy w stronę domu, w którym spędziłam całe swoje dzieciństwo. Po przekroczeniu progu od razu łezka zakręciła mi się w oku. Nic się tutaj nie zmieniło. Z salonu dobiegały głosy przekomarzania się mojego brata z jego chrześniakiem:
- Święty Mikołaj nie istnieje - wykrzyczał 5-latek.
- To skąd masz prezenty pod choinką?
- Rodzice je tam dają.
- Skąd ta pewność?
- Bo przed ostatnia gwiazdką schowałem się za fotelem i czekałem aż tata przyjdzie z prezentami. I przyszedł.
- A skąd wiesz, że to tata?
- Bo zastawiłem pułapkę - odparł dumny.
- Pułapkę powiadasz?
- Tak. Rozsypałem klocki Lego i gdy tata nadepnął na nie, zaczął przezywać, że spali te wszystkie zabawki i po co mi kolejne. Cały tata. - mój brat pokładał się ze śmiechu na podłodze a po chwili i ja nie mogłam wytrzymać. - Ciocia!! - wykrzyczał i zaraz podbiegł do mnie. Wzięłam chłopczyka na ręce i przytuliłam mocno. Tak bardzo stęskniłam się za moim małych skarbem. - Tęskniłem, bardzo. Co mi przywiozłaś?
- A byłeś grzeczny?
- Oczywiście!
- Taa, podczas snu. - usłyszałam zachrypnięty głos mojego drugiego brata. - Mała, ale się stęskniłem za tobą.
- Ja za tobą nie. - wystawiłam w jego stronę język.
- Też cię kocham. - przytuliłam go mocno. Tak bardzo tęskniłam ich ciągłymi zaczepkami, kłótniami, wygłupami.


*****


Święta minęły w cudownej atmosferze. Codziennie napawałam się widokiem szczęśliwej rodziny, mając nadzieję że i ja kiedyś taką założę. Nadrobiłam rozłąkę długimi rozmowami. Oczywiście, musiałam złożyć raport z mojego pobytu w Dortmundzie. Wspomniałam o tym, że mam chłopaka ale nie, kim on jest. Chce go osobiście przedstawić rodzinie, będą mieli niespodziankę. Moi bracia jak zahipnotyzowani wsłuchiwali się w opowiadania o współpracy z piłkarzami. Codziennie bawiłam się z bratankiem, za którym stęskniłam się najbardziej. To taki mały człowiek, którego uśmiech sprawia, że zapominam o wszystkich troskach. I to taki człowiek, który budzi mnie skoro świt. W Sylwestra mały wparował do mojego pokoju z czekoladą i krzyczał "Wszystkiego najlepszego ciociu!". No tak, kompletnie zapomniałam, że mam dzisiaj urodziny. Taka data i jeszcze można zapomnieć o urodzinach? Przytuliłam chłopczyka i podziękowałam za prezent. Jego wzrok skierowany był na czekoladę. Zaśmiałam się pod nosem i wręczyłam mu z powrotem słodkość. Mały podskoczył z zachwytu, przytuli mnie i pobiegł do swojego pokoju co spotkało się z niezadowoleniem jego matki, która tylko pokręciła głową. Ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Każdy z domowników złożył życzenia i zasiedliśmy do wspólnego posiłku. Do południa krzątałam się w kuchni pomagając rodzicielce w przygotowywaniu potraw. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu i popatrzyłam na wyświetlacz: "Mario Misiek ;3". Bez wahania odebrałam:
- Mario, co tam? Już się za mną stęskniłeś?
- Zuza, musimy pogadać. - po głosie chłopaka wywnioskowałam, że jest zdenerwowany.
- Coś się stało?
- Marco miał wypadek...

__________________________________________________________



Ta dam ;) Nie mogą żyć w wiecznej sielance,  mam nadzieję, że się nie gniewacie ;p
Dziękuję za ponad 7000 wyświetleń i komentarze, jesteście cudowne! <3
Zostawiam Was z rozdziałem i liczę na szczerą opinię :)

Pozdrawiam gorąco :*

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 31

Piłkarze jak poparzeni wybiegli na murawę a za nimi uśmiechnięty trener Klopp. Każdy z zawodników Borussi szczerzył się na mój widok, przypuszczam, że w szatni Marco mógł im coś powiedzieć o nas. Nie pozostało mi nic innego jak pójść po lustrzankę i robić swoje. Wróciłam po niecałych 10 minutach a piłkarze jakby zahipnotyzowani wykonywali polecenia trenera. Klopp musiał ich albo szantażować albo po prostu zrobili się spokojniejsi. Na 100 % pierwsza opcja. Niecałą godzinę przed meczem obie drużyny rozeszły się do szatni, gdzie w spokoju mogli czekać na pierwszy gwizdek. Wróciłam do gabinetu i chciałam się zdrzemnąć. Niestety, nie było mi to dane. Do pokoju wparował Marco. Na jego twarzy był ten zalotny uśmieszek.
- Marco, nie powinieneś być w szatni?
- Myślałem, że wykorzystamy tą godzinkę. Co ty na to?
- Marco, zboczuchu. - wystawiłam mu język. - Jak wygracie mecz to pogadamy.
- Ale ja nie wytrzymam. Teraz to nie może być zaliczka?
- Zapomnij. Albo później albo wcale.
- No okey. - na jego twarzy pojawiła się mina zbitego pieska. - A mogę z tobą posiedzieć?
- No jasne. - chłopak usiadł koło mnie a ja od razu przytuliłam się do niego. - Posłuchaj, co powiedziałeś chłopakom?
- Znaczy się, nie rozumiem. - zaśmiał się.
- Oj, ty już dobrze wiesz! Plotkara z ciebie.
- No co? Pytali się, dlaczego mam dobry humor. To im powiedziałem, że chodzę z najwspanialszą dziewczyną na świecie.
- Przestań sypać tymi komplementami. Przez to nie mam serca gniewać się na ciebie. Kocham cię.
- Ja ciebie też myszko. - Usiadłam na kolanach chłopaka i zaczęliśmy się całować. Nie mogłam oprzeć się jego urokowi. Wplotłam dłonie w jego włosy. Ręce Marco błądziły po moich plecach. Nasze pocałunki były namiętne. Gdy nie to, że jesteśmy na stadionie i za niecałą godzinę Marco gra mecz, znowu wylądowalibyśmy w łóżku. Byłam tak zainteresowana moim chłopakiem, że nie usłyszałam pukania do drzwi. Dopiero gdy usłyszałam głos trenera, wróciłam na ziemię. Ale było za późno. Klopp stał oparty o futrynę i uśmiechał się. Odskoczyłam najszybciej jak umiałam od blondyna.
- Tak myślałem, że cię tu znajdę Marco - zaśmiał się - Chłopcy mówili mi, że jesteście razem ale nie chciałem im uwierzyć. A tutaj, mam wszystko czarno na białym. A teraz, marsz
do szatni. - chłopak był tak samo zażenowany tą sytuacją jak ja. Szybko i bez żadnego sprzeciwu wykonał polecenie trenera. W pomieszczeniu zostałam tylko ja i Klopp. Mężczyzna dalej się uśmiechał.
- Trenerze, ja chciałam przeprosić...
- Nie masz za co przepraszać. W sumie to się ciesze, że to ty jesteś jego dziewczyną. Dobrze na niego wpływasz. Nie baluje tak, skupia się na treningach. Z resztą, cała drużyna się stara jak ciebie zobaczy. Ale następnym razem czułości okazujcie sobie w domu, dobrze? - trener znowu się zaśmiał.
- Oczywiście, jeszcze raz przepraszam.
- Do zobaczenia za 30 minut. - na pożegnanie znowu się uśmiechnął i zamknął drzwi. Zostałam sama. W końcu. Nie chciałam wychodzić z tego pokoju. Wiem, że Klopp to świetny człowiek i nikomu nie powie, co tu zaszło, ale czułam się jak skończona idiotka! Niestety, czas minął i musiałam się stawić na płycie stadionu. Wyszłam przed piłkarzami i zaczęłam rozkładać sprzęt. Po chwili z tunelu wyszli zawodnicy. Na widok Marco uśmiechnęłam się. Usiadłam na ławce dla sztabu a po chwili dosiadł się do mnie Klopp.
- Spokojnie, będę milczał jak grób - pewnie wyczuł, że jestem zestresowana. Odpowiedziałam mu szczerym uśmiechem i zaraz rozległ się pierwszy gwizdek. Ruszyłam w stronę mojego stanowiska i zaczęłam pracować.


 *****


Mecz zakończył się wynikiem 4:2 dla Borussi. Autorem dwóch bramek był Marco. Piłkarze podziękowali sobie na wzajem i zniknęli w szatniach. Razem z nimi ich trenerzy. Wróciłam do gabinetu i odstawiłam na swoje miejsce sprzęt. Ruszyłam w stronę szatni BVB, gdyż tak umówiłam się z Marco. Po chwili cała drużyna rzuciła się na mnie, zaczęła przytulać i gratulować. Oczywiście, po wygranym meczu miała odbyć się impreza w domu u któregoś z piłkarzy. Tym razem padło na Kubę. Marco oczywiście powiedział, że nie przyjdziemy bo ma do odebrania nagrodę. Nikt oprócz mnie go nie zrozumiał. Może to i dobrze. Ruszyliśmy w stronę domu Marco. Po drodze zrobiliśmy zakupy bo oczywiście w domu zostało tylko pół bochenka chleba i pomidor. Po krótkiej przeprawie przez miasto byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu, wzięłam zakupy i ruszyłam w stronę kuchni. Marco zaparkował auto w garażu i po chwili dołączył do mnie. Kończyłam rozpakowywać zakupy. Chłopak od razu przytulił mnie i połączył nasze usta w pocałunku. Ruszyliśmy w stronę sypialni. Nasze ubrania w mgnieniu oka znalazły się na podłodze. Wylądowaliśmy na łóżku i zaczęliśmy się kochać.Po wszystkim opadliśmy na łóżko zadowoleni i zasnęliśmy w swoich objęciach


*****


Obudziłam się pierwsza, Marco spał słodko. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Ubrałam się i zeszłam do kuchni. Na blacie kuchennym zostawiłam wiadomość. Wyszłam z domu Marco i zaczęłam kierować się w stronę swojego mieszkania. Dzisiaj wyjeżdżam do Polski na święta, więc musiałam się jeszcze spakować. Droga do bloku mięłam nawet szybko, zanim się obejrzałam byłam już w ciepłym mieszkaniu. Przywitała mnie cisza. Zrobiłam sobie herbatę na rozgrzanie zmarzniętego organizmu. Usiadłam wygodnie na sofie i włączyłam telewizor. Nie minęło 10 minut a usłyszałam dzwonek do drzwi a zaraz energiczne pukanie. Niechętnie oderwałam się od swojego zajęcia i ruszyłam w stronę wyjścia. Otworzyłam drzwi i zamarłam. Przede mną stała Caroline. A po jej minie to nie była przyjacielska wizyta...


____________________________________________________________



Eh, nie jestem zadowolona z tego rozdziału... Jest taki byle jaki ;/ 
W ogóle ostatnio ciężko mi się pisze nowe rozdziały...
Chłopcy pokazali klasę, 4:0 :) Oby tak dalej ;*
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem, mam nadzieję, ze i pod tym będzie tyle ;)
Pozdrawiam :**