piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 19



            Ruszyliśmy w stronę samochodu Marco. Oczywiście, blondyn otworzył przede mną drzwi z szarmanckim uśmiechem. Chcąc nie chcąc odpowiedziałam na to uśmiechem. Jechaliśmy w milczeniu. Słowa nie były potrzebne. Każde z nas śmiało się pod nosem wspominając wypowiedź Leny. Czułam jak Reus przygląda mi się:
- Muszę to powiedzieć: masz zajebiste ciało. – poczułam, jak robią się na mojej twarzy rumieńce.
- Patrz na drogę.
- Tutaj są lepsze widoki.
- Jeśli nie skupisz się na kierowaniu to trening będziemy oglądać z góry.
- No dobrze, dobrze.
Widziałam, że chłopak dalej swój wzrok skupia na mnie. Dojechaliśmy po 45 minutach pod stadion. Oczywiście, przed wejściem stali Hummels, Goetze, Bender, Piszczek, Błaszczykowski oraz Leitner. Gdy tylko wysiedliśmy i ruszyliśmy w ich stronę, zauważyłam, że rozmawiają o nas.
- Hej. – rzuciłam na przywitanie.
- Witamy, witamy i o zdrowie pytamy – powiedział radośnie Mario na co zareagowałam śmiechem.
- Widzę, że znalazłaś sobie szofera – kontynuował dalej Mats.
- Oj Matsiu, Matsiu. Jak ty coś powiesz.
- Zgarnąłem Zuzę po drodze.
- Przecież ty mieszkasz po drugiej stronie miasta. – powiedział Łukasz.
- Kto powiedział, że wracam od siebie. – zaczął się śmiać.
- No to zmienia postać rzeczy.
- Ej, my tu gadu-gadu a zaraz zacznie się trening – podeszłam do drzwi – Nie idziecie?
- Zaczekamy jeszcze na Sebastiana i Ikeya.
- Ok, jak chcecie.

Zostałem sam z chłopakami. Ci przyglądali mi się głupkowato a przy tym się śmiali:
- I jak nasz zakład? Wygrałeś?
- Jeszcze nie ale robię postępy.
- Ach tak? A jakie?
- No na przykład ta noc spędziłem u Zuzy.
- No nie pieprz. Na serio? – zapytał z niedowierzaniem Łukasz.
- Iiiiiii? – kontynuował dalej Kuba.
- Spaliśmy razem ale nie w ten sposób o którym myślicie. Prawie ją pocałowałem.
- Ale?
- Ale nie chciała więc nie nalegałem.
- No nie wierze. Marco Reus liczy się z uczuciami kobiet!
- Zamknij się Mario. Nawet nie wiesz jaka jest skryta, zamknięta w sobie.
- Reus, nie poznaję cię! – skomentował Mo.
- Weź, zejdźcie ze mnie. Wchodzimy bo zimno? – w końcu był już grudzień, a niedawno spadł pierwszy śnieg.

Poszliśmy do szatni przygotować się do treningu. Oczywiście humor mam dopisywał, zresztą jak zawsze. W powietrzu latały czyjeś bokserki, podkoszulki oraz inne części garderoby. Jurgen jak zwykle dał nam wycisk ale ja nie mogłem skupić się na treningu. Cały czas myślałem o jutrzejszej randce z Zuzą. Muszę coś wymyślić, żeby jej nie zapomniała do końca życia. Reus, ogarnij się! To jest tylko zakład. Przelecieć panienkę i tyle. Ale coraz bardziej mi na niej zależy. Jak się dowie o zakładzie, znienawidzi mnie. Może chłopacy mają racje, może się zakochałem. Byłem w wielu związkach ale nigdy nie czułem czegoś takiego. Gdy zasypiam myślę o niej, gdy się budzę, myślę o niej. Zaraz zwariuję! Pragnę jej, jak żadnej innej.

______________________________________________

Wybaczcie, że taki krótki ale jakoś nie miałam pomysłu na ten rozdział... ;/ Zastanawiam się, czy prowadzić dalej tego bloga.
Życzę Wam udanych wakacji :) Pozdrawiam ;*

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział 18



            Obok mnie leżał obejmujący mnie jedną ręką Marco, bez podkoszulki. Dopiero teraz zrozumiałam dlaczego na jego widok kobiety mdleją. Jego klata była cudowna. Czułam się bezpiecznie. Próbowałam wyswobodzić się z jego objęcia ale ten jeszcze mocniej mnie przytulił. Otworzył oczy i zaczął się uśmiechać.
- Nie uciekaj ode mnie.
- Wcale nie uciekam. – uśmiechnęłam się - Tak w ogóle co ty tutaj robisz? Jak się znalazłam w sypialni?
- Usnęłaś na dole na kanapie. Nie miałem serca cię obudzić. No to przyniosłem cie tutaj. Czekałem na Lenę chyba do północy, ale nie przyszła. Miałem do wyboru, albo zastać u ciebie albo zamknąć cię i wrócić do siebie. Nie chciałem zabierać ci kluczy żebyś mogła zamknąć mieszkanie jak pójdziesz na trening. Więc zostałem. – odparł cały uradowany.
- Wiesz, że na dole jest kanapa?
- Ha, wiem, próbowałem nawet spać. Ale jest strasznie niewygodna. A ty masz dużo łóżko więc …
- Więc?
- Więc położyłem się koło ciebie. – odparł z zalotnym uśmieszkiem.
- A tuliłeś się do mnie bo? – cały czas śmiałam się z Marco.
- Kurcze, co to przesłuchanie?
- Tak. – rzekłam zadowolona.
- No leżałaś taka sama no to postanowiłem dotrzymać ci towarzystwa.
- Yhym, wiesz, że jeszcze nigdy nie słyszałam takiej głupiej wymówki?
- Czyli mi uwierzyłaś?
- Powiedzmy, że tak. – Marco uśmiechnął się tak cudownie, że miałam ochotę go przytulić. Wstałam i poszłam do łazienki. Gdy wróciłam blondyn ciągle leżał na moim łóżku i przyglądał się mi.
- Może się ubierzesz?
- Dlaczego? Nie podobają ci się widoki?
- Podobają, ale jak Lena wpadnie to sobie coś ubzdura.
- Na przykład? – teraz to ja musiałam się tłumaczyć.
- Na przykład, że ze sobą spaliśmy.
- No wiesz, bo spaliśmy. – Marco zaczął się śmiać.
- Nie o takim spaniu myślałam.
- Tak? Czyli jakim? – Reus obdarzył mnie tym zalotnym uśmieszkiem.
- Kurwa, wiesz o co mi chodzi! – zaczęłam się śmiać. Blondyn próbował udawać poważanego i dalej pytał:
- To o czym myślałaś?
W końcu nie wytrzymałam i rzuciłam w niego poduszką i zaczęłam uciekać. Marco od razu rozpoczął pościg. Dopiero w kuchni dogonił mnie. Przewiesił mnie przez ramię i zaczął kierować się w stronę sypialni.
- Reus! Puść mnie!
- Najpierw się muszę zemścić! – rzucił mnie na łóżko i zaczął mnie łaskotać. Mam straszne łaskotki, rzucałam się jak opętana.
- Marco, proszę. Przestań! – Chłopak jednak dalej mnie łaskotał. - Marco, błagam!
- A zgodzisz się?
- Na co?
- Odpowiedz, zgodzisz się?
- Hahaha, tak! – po tych słowach natychmiast przestał mnie łaskotać.
- Świetnie, przyjadę po ciebie jutro o dwudziestej! – powiedział cały uradowany.
- Po co?
- Jak to po co? Idziemy jutro na randkę! – wyszczerzył się.
- Ej, to nie fair. Nie ma tak!
- Mam znowu zacząć cię łaskotać? – zagroził mi blondyn.
- Nie, nie. Jutro o dwudziestej. Może być – zaczęliśmy się śmiać.
- Nie ma sensu, żebym wracał do domu. Zawiozę cię na trening.
- Super, przynajmniej nie będę musiała jechać w zatłoczonym autobusie. Jesteś głodny?
- I to jak!
- To idź się odświeżyć a ja coś zrobię do zjedzenia.
- Nie masz przypadkiem czystej koszulki męskiej? – zażartował Niemiec.
- Kurcze, ostatnio miałam sobie kupić ale zapomniałam. – powiedziałam z ironią.
- Ha ha, bardzo śmieszne. No trudno, obejdę dziś w tej samej koszulce.
- Tutaj masz ręcznik. – i podałam Marco czysty ręcznik. W tej samej chwili przyciągną mnie do siebie.
- Nie chcesz się ze mną wykapać?
- Oj Marco, weź chłodny prysznic i zejdź na dół. – wyrwałam się z jego objęć.
- Jeszcze będziesz chciała.
- Raczej wątpię Reus. – wykrzyczałam i zaraz zaczęłam się śmiać.
Zaczęłam szykować śniadanie. Z łazienki dochodził szum wody i śpiew blondyna. Włączyłam radio żeby zagłuszyć to wycie. Do mieszkania weszła Lena:
- Witaj piękna! Co masz taki dobry humor? – zapytała.
- A tak jakoś. Na noc się nie wraca, tak?
- Zostałam u znajomego.
- Ah, znajomego? A ten znajomy ma jakoś na imię?
- Thomas, ale to tylko wspólnik.
- No tak, wspólnik w łóżku. – zaczęłam się śmiać.
- Wspólnik w pracy, jełopie! Podaj mi szklankę.
- Proszę zakochańcu. – zachichotałam pod nosem.
- Nie jestem zakochana!
Lena nalała sobie soku. Zaczynała pić gdy do kuchni wparował Reus w samym ręczniku. O mało z wrażenia się nie zachłysnęła. Zaczęła kaszleć. Popatrzyła na mnie z wielkimi oczami. Ja popatrzyłam z wyrzutem na Marco:
- No co? Myślałem że jesteśmy sami.
- I co? Chciałeś zrzucić ten ręcznik przede mną?
- Może. – zaczął się śmiać głupkowato.
- Ten, to może dobrze, że nie wróciłam na noc. To wy jesteście razem?
- Nie – powiedziałam szybko.
- Tak – na przekór mojemu zdaniu powiedział Marco.
- Wiecie co? Może pogadacie sobie w drodze do pracy, a teraz zjemy śniadanie? Co wy na to?
- Tylko się ubiorę i zaraz będę.
- Pasowałoby Reus.
Wytłumaczyłam Lenie całą sytuację.  Zniszczony aparat, nowy aparat, Marco w naszym mieszkaniu. Wysłuchała mnie, po czym zaczęła się śmiać jak głupia. Nawet gdy Marco usiadł przy nas i chciał zjeść śniadanie, ona ciągle się śmiała. Miałam ochotę przywalić jej. Jest moją przyjaciółka, nie obraziłaby się. Po wielkich trudach, w końcu udało nam się skończyć jeść. Razem z blondynem ruszyliśmy do pracy. Na odchodne usłyszałam:
- Wiesz, tak z szczerze to pasujecie do siebie.
No tego było już za wiele!

_________________________________________________________________

Mam nadzieję, że się podoba :)
Jeszcze raz dziękuje WildChild09 za polecenie mojego bloga :**
Pozdrawiam i zachęcam do komentowania :)
Asia ;*

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 17


           Zaczęłam zbierać resztki mojego Nikona z betonu. Poczułam, jak wielka łza spływa po moim prawym policzku. Szybko ją wytarłam. Znowu przypomniała mi się Sylwia. Szybko odpędziłam wspomnienia o zmarłej siostrze. Na szczęście, obiektyw nie został zniszczony. Miałam nadzieję, że karta pamięci również jest w całości. Trening skończył się równo o szesnastej. Po 15 minutach Marco wyszedł przebrany:
- Jedziemy? – zapytałam zniecierpliwiona.
- Tak jestem gotowy.
Wsiedliśmy do jego samochodu i pojechaliśmy do najlepszego sklepu ze sprzętem fotograficznym. W połowie drogi Maro w końcu doważył się odezwać:
- Posłuchaj Zuza, przepraszam. To nie było zamierzone.
- Nie chce teraz o tym gadać. Jedźmy do sklepu bo go zaraz zamkną. – powiedziałam oschle.
- Dobrze. – usłyszałam po jego głosie, że było mu głupio. Ale zasłużył na takie traktowanie. W końcu dotarliśmy. W sklepie był ogromny wybór ale ja wiedziałam czego szukam. Nikon D7100 – to było moje marzenie. Oczywiście cena aparatu nie zaszokowała piłkarza, co tam dla niego 1500 Euro. Praktycznie cała moja wypłata, ale co tam. Marco próbował mnie udobruchać i zauważył, że kątem oka spoglądam na obiektywy. Do aparatu dokupił mi jeszcze dwa nowiutkie obiektywy oraz statyw. W tym momencie wybaczyłam mu wszystko. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze w supermarkecie. Nie obyło się oczywiście bez autografów, w końcu Marco jest bardzo lubiany przez kibiców. Wykorzystałam fakt, że jest ze mną i zrobiłam ogromne zakupy. Przynajmniej nie będę musiała sama nosić ciężarów. Cały obładowany ruszył za mną do samochodu. Zapakowaliśmy zakupy do bagażnika i ruszyliśmy w stronę mojego mieszkania. Na szczęście nie było korków i nim się obejrzałam byliśmy już pod blokiem. Ucałowałam Marco w policzek i posłałam mu szczery uśmiech.
- Dziękuje.
- Ale za co? – powiedział zmieszany ale zadowolony przebiegiem zdarzeń chłopak.
- Za te obiektywy i aparat. Wcale nie musiałeś.
- Ale bardzo chciałem.
- Wejdziesz?
- Jasne, już myślałem że nie spytasz i będę musiał się wprosić – rzucił ze swoim zalotnym uśmieszkiem.
Oczywiście nikogo nie było w mieszkaniu, może to i dobrze. Miałam okazję porozmawiać z blondynem. Marco się uparł, że sam wniesie wszystkie zakupy. W sumie, chodził w tam i powrotem z 10 razy. Ja w tym samym czasie rozpakowywałam zakupy. W końcu Reus przyszedł z ostatnią torbą.
- Napijesz się czegoś?
- Poproszę sok pomarańczowy.
- Niestety wyszedł. – zaśmiałam się. – Jest tylko jabłkowy.
- Może być.
- Na pewno jesteś głodny, zrobię zaraz jakiś obiad. Co lubisz?
- Ooooo! Spaghetti.
- Hahaha, spoko.
- Poczekaj, pomogę ci.
- Oszalałeś? Jesteś moim gościem, siadaj wygodnie na tyłku.
- Nie marudź, boisz się że potrafię lepiej gotować? – ośmiał się Marco.
- Ty i gotowanie? Wolne żarty – śmiałam się na całego.
- Ej, bo jak się złapię… - i zaczął mnie gonić po mieszkaniu. W końcu złapał i rzucił na kanapę.
- Teraz mi nie uciekniesz – zaczął szczerzyć się do mnie. Boże jak on bosko pachnie. Przez jego perfumy na chwile zaszumiało mi w głowie. Zobaczyłam, że blondyn mi się przygląda. Jego twarz zaczęła się zbliżać. Od pocałunku dzieliły nas centymetry. Musnął swoimi wargami moje. Gdy chciał mnie pocałować odwróciłam głowę i wyszeptałam:
- Marco... – Czułam jak jego umięśnione ciało dotyka mojego. Chłopak nie zrezygnował. Znowu próbował mnie pocałować.
- Marco proszę.
- Przepraszam, nie powinienem. – w końcu chłopak odpuścił. Uwolniłam się spod ciężaru jego ciała. Nastała krępująca cisza. Chyba zniszczyłam jego plany co do dzisiejszego wieczoru, myślałam. W końcu blondyn się odezwał:
- To idziemy razem, powtarzam RAZEM gotować to spaghetti?. - Zaczęłam się śmiać.
- Jasne, zgłodniałam.
Podczas gotowania cały czas się wygłupialiśmy. Włączyliśmy radio i śpiewaliśmy piosenki, które akurat leciały. Humor cały czas nam dopisywał. Po skończeniu gotowania, kuchnia wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. Ale to nie było ważne. Spędziłam cudowne popołudnie z Marco. Zasiedliśmy do stołu i podziwialiśmy nasze kulinarne arcydzieło.
- Aż żal jeść.
- No co ty, głodna jestem! – od razu nałożyłam sobie dużą porcję. Jadłam aż uszy mi się trzęsły.
- Nie mogę uwierzyć, dziewczyna a ma taki apetyt. – zaśmiał się Marco.
- No co? – powiedziałam z pełnymi ustami. – Głodna jestem! – Marco zaczął się śmiać jeszcze mocniej. W końcu się uspokoił i też zaczął jeść.
- Musimy częściej robić razem obiadki.
- Zastanowię się – zażartowałam.
- Dla mnie to znaczy tak. – wyszczerzył się Reus.
- Hahah, a co by innego.
Usiedliśmy przed telewizorem i dalej rozmawialiśmy.
- Powiedz mi, dużo skrywasz jeszcze sekretów typu ogromy apetyt? – zaczęłam się śmiać.
- Oj i to ile.
- To opowiedz o nich.
- Teraz twoja kolej, opowiedz mi coś o sobie.
- Dobra nazywam się Marco Reus, wystarczy? – zaczął się śmiać.
- Ej, ja poważnie mówiłam. To już wiem.
- Dobra, dobra. Nie złość się piękna! – parskłam pod nosem. – Urodziłem się i dorastałem w Dortmundzie. Wychował mnie ojciec, matka zmarła gdy miałem 5 lat. Nie pamiętaj jej zbyt dobrze.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Nie pamiętam jej więc nie tęsknie. Jestem jedynakiem. Trochę głupio, zawsze chciałem mieć brata. A ty?
- Ja? No to tak: urodziłam się w Krakowie, tam też mieszkałam. Całe życie tam spędziłam. Mam dwóch braci: Sylwek ma żonę i synka, a mój drugi brat ma na imię Bartek. Miałam też siostrę, Sylwię ale zginęła w wypadku… - tutaj mój głos się załamał i zaczęłam płakać.
- Zuza, nie musiałaś mi tego mówić. Nie płacz.
Marco tylko przytulił mnie i pozwolił mi się wypłakać. Tak dawno chciałam to zrobić. Dać upust tym wszystkim emocją. Poczułam wielką ulgę. Siedziałam przytulona do blondyna. Poczułam jak moje oczy się zamykają. Obudziłam się w swojej sypialni. Ale nie byłam sama…

_____________________________________________________________


Mam nadzieję, że się podoba :)
Wimbledon się zaczyna *.* Uwielbiam to <3
Rozdział pozostawiam do waszej oceny! :*
Mam prośbę: mogłybyście polecić mojego bloga? Byłabym bardzo wdzięczna! :*
Pozdrawiam :)
Asia.

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 16



            Obudziłam się równo o dziesiątej, Leny wciąż nie było w domu. Czyżby została na noc u Mario? – myślałam. Ubrałam się szybko w lepsze pierwsze ubrania i poszłam zjeść śniadanie. Musiała wcześniej być w pracy ponieważ musiałam obrobić zdjęcia z wczorajszego meczu. Kończył się listopad ale pogoda jak na tę porę roku była ładna. Słońce świeciło, na niebie nie było żadnej chmurki, termometr wskazywał 15 stopni powyżej zera. Po prostu żyć, nie umierać. Postanowiłam zrobić sobie spacer, w końcu to ostatnie tak pogodne dni w tym roku. Po godzinie marszu dotarłam pod stadion. Przywitałam się z portierem, który przy każdej możliwej okazji zasypywał mnie opowieściami ze swojego życia. To człowiek sędziwego wieku. Jedna historia zapadła w pamięci: gdy miał 19 lat poszedł z przyjaciółmi nad rzekę. Siedział nad brzegiem i w pewnym momencie rak rzeczny uszczypał go w intymne miejsce. Za pierwszym razem gdy to usłyszałam jadłam ciastko. Od razu straciłam apetyt. Opowiadał również o czasach komunizmu, kiedy mieszkał w Berlinie. Chwalił się, że był jednym z nielicznych, którym udało się przekroczyć mur berliński. Zawsze interesowała mnie historia więc z ciekawością słuchałam jego historyjek. Gdy w końcu uwolniłam się od gadatliwego mężczyzny, poszłam do swojego gabinetu. Przeglądałam zdjęcia i oczywiście zdjęciom Marco przyglądałam się najdłużej. Udało mi się  zrobić zdjęcie gdy posłał mi całusa. Zaczęłam się śmiać sama z siebie. Wyłączyłam komputer i zamknęłam oczy. Myślałam cały czas o Marco. O jego cudownym uśmiechu, wielkich błękitnym oczach. Pragnęłam, żeby mnie w tej chwili przytulił. Nawet nie wiem kiedy usnęłam. Obudziło mnie pukanie do drzwi:
- Tak? – powiedziałam zachrypniętym głosem. Zobaczyłam Łukasza, który szczerzył się jak nigdy.
- W domu nie masz łóżka? – zaczął się nabijać ze mnie.
- Te imprezy z wami mnie wykończą! – zażartowałam.
- Nie narzekaj, Klopp już czeka.
- Która godzina?
- 14:15
- O kurwa, daj mi 5 minut, zaraz przyjdę – Szybko wygramoliłam się z gabinetu i pobiegłam na murawę. Oczywiście Łukasz opowiedział o mojej drzemce. Piłkarze chcieli kupić mi łóżko do biura, ale ja w odpowiedzi wystawiłam im język i zaczęłam się śmiać z ich głupoty. O dziwo, piłkarze słuchali się trenera, nawet Mario i Marco. Przyglądałam się im przez dłuższą chwilę, aż w końcu usłyszała dźwięk dzwoniącego telefonu:
- Mamo, hej! Co tak dzwonisz?
- Cześć córciu, tak się witasz z matką?
- Przepraszam, zaskoczył mnie twój telefon. Coś się stało?
- Chciałam usłyszeć twój głos, tęsknimy z tatą.
- Ja też tęsknie mamuś, nawet nie wiesz jak. Co u was?
- Sylwek, Ania i Filipek chcą się do ciebie wybrać – Sylwek to mój najstarszy brat, ma żonę Anię oraz cudownego 5-letniego synka Filipa, który jest moim oczkiem w głowie. Gdybym mogła, rozpieszczałabym go całymi dniami.
- To fajnie, dawno ich nie widziałam. A jak w domu?
- U nas wszystko po staremu. Chłopcy czekają na kolejne mecze Borussi a ja już nie mogę słuchać o tym klubie!
- Haha, aż tak jest źle?
- Zuza, oni całe piątkowe popołudnie robią studio przedmeczowe! A w soboty i niedziele mają święto, bo czekają na mecz BVB. Co ja z nimi mam! – zaczęłam się śmiać.
- Oj mamo, musisz jakoś przeżyć.
Rozmawiałam jeszcze przez 10 minut z rodzicielką aż usłyszałam krzyki dobiegające z boiska: „Uważaj!”. Odwróciłam się i na szczęście mój refleks zadziałał błyskawicznie. W ostatnim momencie uniknęła spotkania twarzą twarz z piłką. Jednak moja lustrzanka nie mogła uciec. Piłka z impetem trafiła w statyw.
- Mamo, muszę kończyć. Odezwę się – i od razu rozłączyła się. Mój aparat, cały w kawałkach!
- Dobra, przyznawać się! Która lebioda rozjebała mi aparat?! – wykrzyczała a w odpowiedzi zobaczyła jak wszyscy pokazują na Marco. – Kurwa Reus, zabiję cię! No jak matkę kocham zabiję cię! Cholera jasna, wiesz ile to kosztowało?! –wrzeszczałam po polsku – Nieeeee, ty zamiast stać w kolejce po rozum poszedłeś po urodę! – zrozumieli mnie tylko Łukasz i Kuba i od razu zaczęli się śmiać. – Zamknąć się głupki!
- Co ona powiedziała? – zapytał w końcu Reus.
- Oj stary, lepiej żebyś nie wiedział. – odpowiedział mu Piszczek i zaczął się śmiać.
- Zuza, ja … - piłkarz próbował się tłumaczyć ale przerwał mu trener:
- Co do jasnej anielki się stało?!
- Proszę samemu zobaczyć – wskazałam na rozwalony aparat.
- Reus, Zuza do gabinetu, już. A wy 20 kółek biegacie. W podskokach!
Od razu poszliśmy do gabinetu trenera. Piłkarz opowiedział mu o wszystkim. Oczywiście, wszystko stało się przez wygłupy Reusa z Goetze. Klopp całą tą historię podsumował jednym zdanie:
- Marco, zapłacisz za szkody, które wyrządziłeś.
- Oczywiście trenerze. – odparł skruszony piłkarz.
- Oczywiście, że zapłacisz. – byłam cała zdenerwowana.
- Pojedziemy zaraz po treningu, zapłacę za każdy aparat, jaki wybierzesz.
- Oj, ale zabulisz. – zaczęłam się śmiać. Trochę mi przeszło ale ciągle byłam wściekła. Ten aparat miał dla mnie sentymentalne znaczenie, dostałam go od swojej siostry.
- Dobra wracajcie na boisko, została jeszcze godzina treningu.

*oczami Marco*
Boże, ale Zuza ślicznie wygląda jak się złości. No moja bogini. Ale dlaczego się tak zdenerwowała. Przecież to tylko aparat, kupię jej lepszy. Zrobię wszystko, żeby mi wybaczyła. Wracamy na trening a ona dalej milczy. Dam jej czas do ochłonięcia.
- Haha, Reus. Ale dorobiłeś – zażartował Mario, gdy dotarłem do reszty piłkarzy.
- Spieprzaj bracie.
- Nie denerwuj się, przecież Zuza cię nie zabije za ten aparat. – komentował dalej Kuba.
- Wkurzyła się nie na żarty – usłyszałem od kogoś.
- Udobrucham ją jakoś – zacząłem się śmiać.
- Powodzenia, tak złej to ja jej nie widziałem.
- Ale musisz przyznać, wyglądała sexy jak się na ciebie wydzierała -  dodał
Moritz i wszyscy zaczęli się śmiać.
-
Ona jest po prostu piękna. – usłyszałem w odpowiedzi „uuuuu”
- Ktoś się nam zakochał.
- Ta jasne Roman.
- Wmawiaj sobie Reus, myślisz że nie widzimy jak się ślinisz na jej widok. – dodał
Gündoğan.
- To jest tylko zakład.
- Zakład? – zapytała równo cała drużyna.
- Tak, jak się z nią prześpię to Mario da mi 100 Euro.
- Łał, wysoko ją cenisz.
- Naprawdę chcesz ją zranić? Ona jest cudowna.
- Dla mnie to łatwa kasa i przyjemność w jednym. – odparłem i zobaczyłem na twarzy kolegów zdziwienie. – Ej, panienki wyluzujcie. Jeszcze do niczego między mną a Zuza nie doszło. Nie bójta się. – miałem nadzieję, że ich uspokoję.
- Ok, ok. To twoje życie. Uważaj żebyś się w niej nie zakochał. – zaczęli wszyscy żartować.
- Bez obaw panowie. 

            W końcu przyszedł do nas Klopp i przerwa się skończyła. Chciałem jak najszybciej pojechać z Zuzą po ten jej aparat, żeby w końcu przestała się gniewać. 

_______________________________________________________________
Jeśli przeczytałeś - skomentuj :)
Według mnie to takie flaki z olejem, nudne ;/ W następnym postaram się o większą akcje.
Pozdrawiam i życzę miłego weekendu :)
Asia ;*

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 15



            Gdy tylko weszłam do mieszkania, Lena już na mnie czekała. Oczywiście od samego progu zaczęła mnie przepraszać za wczoraj, już snuła plany jak mi to wynagrodzi. Ale gdy tylko powiedziałam jej o imprezie porzuciła swoje zamiary. Gdy powiedziałam jej, że Mario pytał o nią do samego wieczora chodziła podekscytowana. Równo o 20 podjechała po nas taksówka. Po 30 minutach dojechałyśmy do celu. Oczywiście znowu byłyśmy ostatnie, impreza trwała w najlepsze a piłkarze byli już lekko podchmieleni. Mario gdy tylko zobaczył Lenę, podbiegł do niej i od razu porwał ją na parkiet. Po chwili dołączyła do nich cała drużyna oprócz paru wyjątków. Podeszłam do baru i zamówiłam drinka. Po chwili poczułam kogoś oddech na swoim karku.
- Hej, nie przywitasz się? – powiedział słodko Reus.
- Witaj Marco.
- Ale tak ładnie, z całusem!
- Znowu zaczynasz?
- Nie, ja chce żebyś przywitała się ze mną jak z każdym innym piłkarzem w klubie. – zaczął się śmiać Reus.
- No dobra! – pocałowałam go w policzek.
- A drugi?
- Nie przeginaj struny!
- Ok., ok piękna – odparł ciągle się uśmiechając. – Zatańczysz?
- Nie mam teraz ochoty.
- No proszę się, dla mnie!
- Powiedziałam coś
- A później? – błagał dalej Marco.
- Pomyślę.
- Czyli tak?
- No niech ci będzie, tak zatańczę z tobą!
- Super – wykrzyczał uradowany Reus na cały klub.
- Głośniej się nie da? – zaśmiałam się
- Da się! – i wykrzyknął najgłośniej jak potrafił „super”. Ludzie, którzy siedzieli obok nas popatrzyli się na niego jak na dziecko specjalnej troski ale on nic sobie z tego nie robił. Do końca wieczora truł mi głowę, kiedy będzie mógł ze mną zatańczyć. Po godzinie skuczenia przy moim uchu, zgodziłam się. Pociągnął mnie na środek parkietu i zaczęliśmy wirować w rytm muzyki. Nie ukrywam, czułam się świetnie w jego towarzystwie. Jego upór jest taki słodki i urzekający, że aż wkurzający. Gdy piosenka dobiegała do końca chciałam wrócić do stolika ale blondyn przyciągnął mnie do siebie. Wiedziałam, że te tańce szybko się nie skończą. Tańczyliśmy tak przez dobre 40 minut aż pod pretekstem załatwienia potrzeby pobiegłam do łazienki i tak wyswobodziłam się z jego ramion. Miałam jakieś 10 minut odpoczynku od Marco.  Gdy weszłam do łazienki zobaczyłam 2 dziewczyny i usłyszałam szepty:
- Ale Marco biega za tą laską. – powiedziała blondynka.
- Nie widziałam, żeby kiedykolwiek starał się tak o dziewczynę – dopowiedziała brunetka.
- Co racja to racja. Myślisz, że się zakochał?
- To Reus, u niego nigdy nic nie jest pewnego. Jednego dnia kocha, drugiego nienawidzi. Ale powiem ci jedno, zależy mu na tej dziewczynie – Po tych słowach poczułam, jak nogi robią mi się z waty. Z wrażenia zakręciło mi się w głowie, miałam ochotę wrócić do mieszkania. Zaszokowały mnie te opinie. Gdy dotarłam z powrotem na imprezę, od razu poszukałam Leny:
- Ewa, nie wiesz gdzie jest Lena?
- Wyszła z Mario jakieś pół godziny temu. Coś się stało?
- Źle się czuje, chciałam wrócić do domu. Ale to nic, zamówię taksówkę.
- Ja cię odwiozę – zaproponował Marco. Super! Chciałam przed nim uciec, pomyśleć a ten proponuje mi podwózkę.
- Nie chce robić kłopotu. Zaraz zmówię taksówkę.
- Jaki kłopot? Co ty wygadujesz? Sam miałem się zaraz zbierać do domu. – odparł z uśmiechem chłopak.
- No ok.
Przed wyjściem popatrzyłam jeszcze ostatni raz na salę, gdzie obywała się impreza. Wszyscy bawili się znakomicie. Chociaż parę osób straciło już siły. Na przykład Łukasz, który spał przy barze albo Moritz, który smacznie chrapał przy stoliku. Część jeszcze się trzymała, ale to były tylko pozory. Podczas tańca nogi im się plątały i nałogowo zaliczali gleby. Na dworze było zimno i szybko ruszyliśmy w stronę samochodu blondyna. Wsiedliśmy do jego czarnego BMW. Przez całą drogę milczeliśmy, słuchaliśmy muzyki która leciała w radiu. W końcu dojechaliśmy. Gdy zgasł silnik zastała krępująca cisza. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy wpatrując się w pustą ulicę. W końcu odezwałam się pierwsza:
- Jeszcze raz dzięki za podwózkę.
- Nie ma za co – odparł z uśmiechem na twarzy blondyn, na co ja tez zareagowałam uśmiechem.
- Chcesz wejść?
- Jest już strasznie późno, następnym razem na pewno skorzystam. – powiedział z zalotnym uśmiechem.
- O to się nie martwię. – Zaczęliśmy się śmiać – Do zobaczenia jutro.
- Miłych snów o mnie.
- Hahaha, chciałbyś – rzuciłam i pocałowałam go w policzek.
- Takie pożegnania to ja rozumiem.
- Oj, Marco. Dobranoc.
Weszłam do mieszkania i poszłam po lekarstwa. Głowa pękała mi z bólu. Wzięłam tabletkę i przepiłam sokiem pomarańczowym, który akurat był pod ręką. Poszłam wziąć szybki prysznic. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 2:30. Położyłam się w sypialni. Nie mogłam usnąć. Cały czas myślałam o słowach tych dwóch dziewczyn. Widziałam, że Marco interesuje się mną ale nie sądziłam, że on chce spróbować na poważnie.

________________________________________________________________

Mam nadzieję, że się podoba. No to Zuza ma dylemat :)
Zachęcam do komentowania i dziękuje tym, którzy komentują <3
Pozdrawiam :*
Asia.