niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 10



               Nie mogłam usnąć. Cały czas stresowałam się jutrzejszym dniem. W myślach układałam sobie, co mogę im powiedzieć: Hej, jestem Zuza. Będę łazić za wami z aparatem, na pewno się cieszycie z tego powodu! No nic, pójdę na żywioł. Raz się żyje!, pocieszałam się. Równo o dziesiątej wygramoliłam się z łóżka i poszłam się odświeżyć. Otwarłam szafę i zaczęłam szukać jakiś ciuchów, które nadawałyby się do pracy. Przeszukałam wszystkie półki i nie znalazłam niczego konkretnego. Zajrzałam do szafy Leny, która była ogromna. Zaraz znalazłam to co mi się spodobało: czarne rurki i bluzkę w tym samym kolorze, jasny żakiet i beżowe szpilki. Włosy wyprostowałam, postawiłam na delikatny makijaż. Przed wyjściem zjadłam jeszcze małe śniadanie i wypiłam mocną kawę, która dała mi kopa na cały dzień. Wsiadłam do autobusu, który miał zawieść mnie pod sam stadion. Po 50 minutowej przeprawie przez całe miasto w końcu dotarłam. Powoli ruszyłam w stronę wejścia, cała się trzęsłam. W holu spotkałam Jurgena Kloppa, który jak zwykle przywitał mnie szczerym uśmiechem:
- Zuza, cieszę się, że będziesz z nami pracować. Może chłopcy spoważnieją przy tobie? - zaczął się śmiać.
- Witam, panie Klopp. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie układać się pomyślnie.
- Jeśli masz jakieś wątpliwości, śmiało pytaj. To twój pierwszy dzień, masz prawo do niewiedzy. Pamiętaj, jeśli któryś z chłopaków będzie nachalny, lub po prostu będzie cię wkurzał, powiedz mi. Ja już mu przetrzepię skórę. – po tych słowach zaczęliśmy się śmiać. Łukasz miał racje, Klopp to miły facet. Oglądałam kilka konferencji prasowych z nim, zawsze tryskał optymizmem i miał duże poczucie humoru. – Pokażę ci twoje biuro, może jest niewielkie ale znajduję się blisko szatni i wyjścia na murawę. Nie będziesz musiała więc dużo chodzić i nosić tych statywów, obiektywów czy Bóg wie co. – znowu zaczął się śmiać. Był tak pogodnym człowiekiem, że od razu jego dobre samopoczucie wpływało na ciebie. Zaprowadził mnie do pokoju i zastawił samą. O równej 14 kazał mi się stawić na boisku. Zostało mi pół godziny, więc mogłam się zadomowić w małym pomieszczeniu. Nic specjalnego, biurko, obrotowe krzesło, kilka szafek, mała sofa oraz stolik do kawy. Jak na początek może być, pomyślałam. Kupię jeszcze jakieś akcesoria biurowe, może jakiegoś kwiatka.
Gdy wybiła 14, ruszyłam z całym sprzętem no boisko. Przeprawa przez korytarze nie trwała dłużej niż 5 minut. Gdy dotarłam, byli już wszyscy piłkarze. Rozmawiali na jakiś temat z Kloppem, więc poszłam rozpakować cały sprzęt. Trochę mi to zajęło, zanim ustawiłam odpowiednią ostrość, jasność i resztę. Czułam, że mnie bez przerwy obserwują. No w końcu mają jakąś nową atrakcję, pomyślałam. Gdy skończyli rozmawiać, podbiegł do mnie Łukasz i całusem w policzek przywitał mnie:
- Hej! Chodź, wszyscy chcą cię poznać. – rzucił i zaczął się śmiać.
- Domyśliłam się.
-Panowie.. – zaczął Klopp – To jest Zuza Dąbrowska, od dziś będzie z nami pracować. Macie być dla niej mili, albo … - zaczął grozić palcem, na co wszyscy piłkarze wybuchli śmiechem.
- Witaj w naszej wielkiej rodzinie! – powiedział jeden i zaczęli mnie przytulać. Ok, to było bardzo miłe. Każdy przedstawił mi się osobiście chociaż wcale nie musieli. Znałam ich bardzo dobrze z meczy, które często oglądałam z braćmi. Po tych krótkich czułościach trener przywołał ich do porządku.
- Na początek, 10 kółek…
- Trenerze, prosimy!
- Tak Reus, chcecie 15?
- Nieeee!
- 20?
- Już milczę… - odparł Marco.
- Tak też myślałem, a teraz 15 kółek.
- Po co się odzywałeś głupku?! – zarzucił mu Mario Goetze.
- Zamknij się, przynajmniej próbowałem nie to co ty! – uderzył go w głowę i zaczął uciekać przed nim.
- Dorwę cię, Marco! – krzyczał a po chwili przewrócił go na murawę. Kłócili i  śmiali się jeszcze przez dobre 10 minut dopóki trener nie kazał im biec dodatkowych kółek. Stałam i obserwowałam ich z boku. Ta sytuacja była komiczna. Nie sądziłam, że dorośli ludzie mogą zachowywać się gorzej niż dzieci. Współczułam Klopp`owi. Codziennie musiał znosić ich zachowanie.
Reszta treningu minęła już bez żadnych komplikacji i wygłupów. Momentami rozmawiałam z piłkarzami, którzy okazali się być spoko. Zrobiłam też kilka przyzwoitych zdjęć. Ale cały czas nie mogłam się skupić. Czułam, jak ktoś bacznie mnie obserwuje. Nie pomyliłam się. To był Marco Reus. Gdy tylko popatrzyłam się w jego stronę, on od razu zaczął się szczerzyć. Próbowałam go ignorować. To było bardzo ciężkie, cały czas biegał wzdłuż linii, przy której rozstawiłam sprzęt. Próbował nawet zagadać ale skutecznie go spławiałam. Po skończonym treningu chciałam przesiedzieć cały wieczór w domu, co spotkało się z ogólnym niezadowoleniem.
- No weź Zuza, musimy to oblać. Drugiej takiej okazji nie będzie! – krzyczeli jeden po drugim. – Jak nie przyjdziesz, obrazimy się – zagroził mi Mario z Matsem.
- No okey, przyjadę. Dajcie mi tylko adres tego klubu – w końcu uległam namową.
- Yeah, nie pożałujesz! – wykrzyczał mi do ucha
Moritz Leitner.
Mają racje, może będzie fajnie…

___________________________________________________________

Mam nadzieję, że się podoba :)
Proszę komentujcie, bo nie wiem czy to co pisze ma jakiś sens... Naprawdę pomaga mi czytanie waszych opinii na temat mojego bloga :)
Następny rozdział będzie dopiero we wtorek, wycieczka klasowa ;D
Pozdrawiam i jeszcze raz zachęcam do komentowania :*

A.

2 komentarze:

  1. Super! Czekam na te ich spotkanie w klubie <3
    Czekam na nexta!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie bomba ;):)
    Czekam na nexta ;):)
    Zapraszam do siebie ;)
    Pozdrawiam ;*****

    OdpowiedzUsuń